TRENING: trening rekreacyjny z wał. Ratonhnhaké:ton

Koń: Aaron
Jeździec: Karolina
Trener: Podkowa
Typ treningu: trening rekreacyjny
Data, czas i miejsce: 22 marca 2015r, 11:00-12:00, Rancho Arisha

Ameli w ten weekend nie było na rancho, jednak po kilku miesiącach odezwała się do nas Karolina - dziewczyna, która bodajże w listopadzie była u nas na jednej jeździe. Wsadziłam ją chyba na Blacka... tak, dobrze pamiętam. Mówiła, że myślała o nas często, jednak nie miała ani czasu, ani pieniędzy na jazdę, jednak chciała dziś chociaż na chwilę znów wziąć w siodło. Umówiłam się więc z nią na dziś na jazdę i akurat, gdy podjechała samochodem pod stajnie, ja prowadziłam Doona z pastwiska.
- Hej, hej, jak tam?
- No... całkiem w porządku. Cześć. Ten koń... Doon, prawda? Jeśli się nie mylę?
- Tak, Doon, właśnie ci go sprowadzam z pastwiska. Black chwilowo ma małą przerwę w treningach, dlatego... no, zobaczymy, jak sobie z nim poradzisz. Amelia go uwielbia, więc...
- Ciekawą ma maść.
- Mhm. To appaloosa, indiańska rasa, wszystkie są tarantowate, jak on.
- Coś... chyba słyszałam.
Uśmiechnęłam się. Wprowadziłyśmy razem Doona do stajni i już po chwili obserwowałam, jak Karolina radzi sobie z ogarnianiem wałacha. Appaloosa kilkukrotnie próbował coś wymodzić, jednak widząc mnie obok, szybko rezygnował. Przy siodłaniu pomogłam Karolinie, która niewiele pamiętała z ostatnich lekcji i poprosiłam ją, aby sama zaprowadziła Doona na małą ujeżdżalnię.
Gdy już znalazłyśmy się na placu, poprosiłam dziewczynę o wejście na konia. Poszło jej to niezbyt sprawnie, szczególnie, że Doon wcale taki niski nie był, jednak ostatecznie wgramoliła się na siodło. Widziałam, że appaloosa był trochę podirytowanym takim traktowaniem, jednak miałam nadzieję, że szybko mu przejdzie.
- No, to pamiętasz, jak się skręca, rusza i zatrzymuje?
- Hmm... chyba...
- No, to pokazuj.
Karolina szturchnęła boki konia piętami i minimalnie przesunęła wodze w przód, zapominając całkowicie o tym, aby i ciężar ciała przenieść w inne miejsce, co sprawiło, że Doon najzwyczajniej w świecie nie zwrócił uwagi na jej ruch.
- Nie kop go, a przyłóż nogi - poleciłam - I przechyl się do przodu, gdy będziesz mu oddawać wodze. No, dalej.
Tym razem appaloosa ruszył, idąc prosto na stojącą trzy metry dalej mnie.
- No, wyminiesz?
Karolina chciała chyba wyminąć mnie z prawej strony, jednak zareagowała zbyt późno, dlatego Doon poszedł w zupełnie inną stronę, po czym stanął, jakby na złość dziewczynie. Zaśmiałam się. 
- Ej, no musisz robić coś w tym siodle. Dobrze zaczęłaś, ale twoje sygnały powinny być obszerniejsze, jaśniejsze, szczególnie na początku, gdy Doon ma w dupie ciebie. Pokaż mu, że jednak ty nim kierujesz. No, ruszaj.
Przez kolejne kilka minut Karolina walczyła z Doonem, który wcale nie chciał tak łatwo się jej słuchać i wykorzystał jej wahania, gdzie tylko się dało. Przez to dość szybko pewność siebie dziewczyny zaczęła znikać, co, rzecz jasna, tylko pogarszało sytuacja. Z czasem jednak udało jej się jako tako ogarnąć wałacha, dlatego rozłożyłam kilka drągów i poprosiłam, aby przejechała nad nimi w stępie.
- Pamiętasz wysiadywanie kłusa?
- Nie wiem... w sumie...
- No, to zaraz się dowiemy, czy pamiętasz - powiedziałam, gdy Doon szedł po prostej - Przyłóż mocniej łydkę i oddaj mu wodze.
Karolina wykonała moje polecenie. Wałach zakłusował powoli i z wyraźną niechęcią, a dziewczyna wcale nie próbowała, a raczej nie była w stanie próbować, utrzymać odpowiedniego tępa - sama nie potrafiła utrzymać równowagi w siodle.
- Dobra, próbuj załapać równowagę, nie, nie trzymaj hornu! Nie zwolni ci, przypilnuje go. 
Szłam kawałek za zadem Doona rzeczywiście nie pozwalając przechodzić mu do stępa, pilnując przy okazji cały czas Karoliny. Appaloosa miał niezbyt wygodne chody, dlatego zajęło jej trochę odnalezienie jako takiej równowagi przez odchylenie się do tyłu. Co prawda, słowem zmuszałam ją do pracy nad równowagą, jednak niewiele to dawało.
- Przyjeżdżasz tu za tydzień - powiedziałam - I przez bitą godzinę będziesz jechać w kłusie, tak, aż przestaniesz czuć tyłek. Obiecuje ci to, na prawdę. Dobra, każ mu zwolnić - powiedziałam, odchodząc od zadu Doona, który widząc to, zwolnił, nie odbierając nawet sygnału od dziewczyny. 
- Eh, dobra, wjedź jeszcze raz na drągi w stępie, a ja rozłożę pachołki, miniesz je raz, czy dwa i go rozstępujemy.
- Mhm... 
Tak jak zapowiedziałam, tak zrobiłyśmy. Slalom jako tako Karolinie wyszedł, próbowała w każdym razie kontrolować Doona. Po szybkim rozstępowaniu poprosiłam ją o zejście z wałacha i razem ruszyłyśmy do stajni. Tak jak i wcześniej, wodze trzymała moja uczennica.
- Ale wiesz co... rozsiodłasz go zupełnie sama... zobaczymy, jak ci pójdzie. Spokojnie, to łatwiejsze, niż siodłanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz