Koń: Aaron
Jeździec: ---
Trener: Podkowa
Typ treningu: praca z ziemi
Data, czas i miejsce: 26 lutego 2015, 13:00-13:40 Rancho Arisha
Chociaż Aaron stał już u nas bardzo długo, cały czas odkładałam rozpoczęcie pracy z nim: a to pogoda mi nie odpowiadała, a to inny koń był ważniejszy. W tym czasie zdążył zapuścić już u nas korzenie, a i ja, i Szymon, zdążyliśmy go dość dobrze poznać. Nim jednak miałam zamiar na niego wziąć, wolałam popracować z nim trochę z ziemi.
Przed pierwszą poszłam na pastwisko, od razu z lonżą, mając nadzieję, że ogier nie próbował się tarzać. Śnieg topniał, tworząc błoto, a nie miałam większej ochoty na spędzanie godziny aby go czyścić. Na szczęście, stał grzecznie z Arte, skubiąc zmrożoną trawę.
- Oj, chłopaki, nie macie siana? - spytałam, wchodząc na pastwisko. Obydwa konie podniosły łby, spoglądając na mnie ciekawsko, a Aaron niemal natychmiast ruszył w moim kierunku. Chwilę później jego śladem poszedł Arte.
- Okej, koniec lenienia, czas się za ciebie wziąć. Oh, spasłeś się - mówiłam, zapinając do jego kantara lonże. Aaron oczywiście nie skomentował.
Po kilku minutach znaleźliśmy się na roundpenie. Miałam w ręku bat, który wzięłam po drodze. Przez parę chwil stałam przy ogierze, głaszcząc go. Aaron przymykał oczy, wyraźnie dobrze się z tym czując, a gdy przestałam, ruszył pyskiem, jakby domagając się więcej.
- O nie, nie. Dość dobrego. Pracować zacząć trzeba! - powiedziałam, dając mu sygnał do wejścia na okrąg.
Aaron zareagował z pewnym opóźnieniem, jednak ruszył stępem, stopniowo się ode mnie oddalając. Pozwoliłam mu iść stępem przez kilka minut jego własnym tempem. Głowę miał opuszczoną, był rozluźniony, jednak dość leniwie przebierał nogami. Gdy zrobił kilka okrążeń, poprosiłam go o lekkie przyśpieszenie, zbliżając delikatnie bat do jego zadu. Zareagował niemal natychmiast, wyciągając nieco stęp, unosząc przy tym na chwilę głowę. Nie przeszedł jednak połowy okrążenia, a znów ją opuścił, prezentując się jednak znacznie lepiej: podnosił nogi wyżej i nie sprawiał wrażenie takiego konia, który zaraz się o nie potknie. Wprawdzie dalej wyglądał na zaspanego, ale podejrzewałam, że to moje wrażenie spowodowane jego posturą.
Poprosiłam go o przejście do spokojnego kłusa, na co Aaron również zareagował bez większych problemów. Jak poprzednio, pierwsze co podniósł nieco głowę, tym razem tak, jakby był zaskoczony moim poleceniem, jednak i tym razem po kilku krokach ją opuścił. Miałam wrażenie, że w dalszym ciągu brakuje mu trochę energii, szczególnie, że co chwilę byłam zmuszona, aby go poganiać, ponieważ Aaron nie utrzymywał sam dobrego tempa i co parę kroków zdawał się gubić rytm.
- Doobra, Aaron, stęp! - powiedziałam, pozwalając mu na chwilę zwolnić i prosząc go o zmianę kierunku. Gdy szedł już w drugą stronę i zrobił kilka kroków w stepie, znów poprosiłam go o kłus. Chyba nieco go to ożywiło, bo ruszył znacznie żwawiej, szybko jednak znów zmuszona byłam do pogonienia go, ponieważ tinker na siłę zdawał się próbować przejść do stępa.
- Co z ciebie taki leń, pluszaku, co? - spytałam, widząc wyraźnie, że Aaron, mimo zwalniania, cały czas skupiony był na mnie i śledził uważnie każdy mój ruch. - Trzeba z tobą trochę popracować nad tym, oj trzeba!
W końcu poprosiłam go o wyciągnięcie kłusa. Aaron przyśpieszył niechętnie, jednak wykonał moje polecenie, ukazując się w swojej chyba najlepszej postaci - jego miękki chód sprawiał wrażenie, że tinker niemal frunął. O dziwo, nogi zaczął podnosić znacznie wyżej niż wcześniej, przy czym jego szczoty pięknie falowały, potęgując efekt.
Pozwoliłam mu się nieco zmęczyć, po czym poprosiłam go o przejście do stępa. W czasie dwóch okrążeń, w których dawałam mu odetchnąć, cały czas próbował się do mnie zbliżyć, nie pozwoliłam mu jednak na to.
- Dobra, kłusem! Dajesz, Aaron.
Tinker znów zakłusował, jednak tym razem szedł w tym chodzie ledwie przez chwilę, ponieważ poprosiłam go o zagalopowanie. Zareagował na mnie dopiero za trzecim, czy czwartym razem, jednak w końcu udało się i Aaron ruszył wolnym, jednak bardzo efektownym galopem: jak w wyciągniętym kłusie, tak i teraz dość wysoko podnosił nogi, co sprawiało przyjemne dla oka wrażenie. Niestety, początkowo dość długo trzymał głowę w górze, w końcu jednak przestał udawać dumnego i grzecznie ją opuścił, trzymając ją dokładnie tak, jak na westernowca przystało.
Aaron galopował przez dłuższą chwilę, jednak po kilku minutach jego boki zrobiły się wilgotne, dlatego pozwoliłam mu przejść do stępa. Prowadziłam go w nim przez chwilę, po czym poprosiłam go o zatrzymanie i podejście do mnie, co Aaron zrobił z ochotą. Pogłaskałam go i odeszłam od niego, nie pozwalając iść za mną. Za to kazałam ogierowi znów iść stępem, tym razem jednak w drugą stronę. Ogier grzecznie posłuchał. Pilnowałam cały czas jego tempa, po jakimś czasie prosząc go o w miarę energiczny, jednak niezbyt szybki kłus. Galop chyba nieco go pobudził, bo o dziwo, wyszło mu to, mimo, że początkowo był przecież dość zaspany. Zadowolona, poprosiłam Aarona o stęp i rozstępowałam go. Gdy oddech ogiera był już zupełnie równy, wyprowadziłam go z roudpena, zastanawiając się, czy wprowadzić go na chwilę do stajni, czy od razu wypuścić na pastwisko. Wolałam uniknąć zakładania mu derki - jak już zdążyłam go poznać, było niemal pewne, że po kilkunastu minutach będzie cała ubłocona, jeśli nie zniszczona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz