- Szymon i Tropical Honey
- Karol i Ratonhnhaké:ton
- Podkowa i Efrafa
- Amelia i Blackberry
Typ treningu: teren
Data, czas i miejsce: 28 lutego 2015, 9:00-12:00, Rancho Arisha
Dziś, można by rzec, był wielki dzień - Amelia nie była u nas już długo, przez brak czasu, jak i choroby, które ostatnio ją dość często dopadały. Na szczęście, czuła się już dobrze, dlatego gdy dziś Karol, nasz kowal, zaproponował, że przyjedzie, zabrała się razem z nim. Właśnie we czwórkę staliśmy w stajni, przygotowując konie do wyjazdu w teren. Szymon miał wziąć na Tropkę, którą właśnie czyścił, Karolowi dostał się Doon - nasz appaloosa był dość wymagającym koniem w terenie, jednak mężczyzna, mimo, że jeździł konno dość rzadko, miał spore doświadczenie, dlatego nie bałam się dać mu wałacha. Amelia wyprosiła u mnie Blacka, ja zaś miałam wsiąść na naszą małę Efrafę, której trochę pracy zdecydowanie się przyda.
Czyszczenie koni zajęło nam trochę czasu, szczególnie, że Doon i Tropka byli cali ubłoceni, udało nam się jednak z tym uporać. Około dziewiątej wszyscy znaleźliśmy się przed stajnią.
- Aaron i Arte mogą tak zostać sami? - spytał Karol, który był z Amelią oglądać naszego tinkera chwilę wcześniej.
- Jasne, czemu nie?
- Omm... ja chce potem na niego wsiąść! - powiedziała dziewczyna, której srokacz bardzo się spodobał.
- Bo Podkowa cię na niego wpuści, wiesz? - Szymek spojrzał na nią kpiąco.
- Podkowa!
- Na razie sama na niego nie wsiadałam, cierpliwości. A teraz na koń, a nie, bo przegadamy zamiast jechać!
- Mhm....
Ruszyliśmy, kierując się w stronę lasu. Na czele jechał Szymek z Tropką, za nim ruszył Karol z Doonem, następnie jechałam ja, na końcu zaś szedł Black.
- Podkowa... - Amelia znów zaczęła,
- Tak? - odwróciłam się na chwilę w jej stronę, na ułamek sekundy nie zwracając większej uwagi na Efrafę. Klacz od razu próbowała przyśpieszyć i wyjechać z zastępu bokiem.
- Ejjj, ej, młoda, ogarnij, spokojnie. Dobra, Am, co chciałaś?
- Zróbmy może jakieś wiosenne zawody, czy coś.
- Może jak będzie trochę cieplej, co?
- Mhm... ale wiesz, takie amatorskie...
- No, wiem, wiem, o jakie ci chodzi...
- W ogóle, jak Arte?
- Coraz lepiej. Mało pracujemy ostatnio, ale coraz rzadziej się płoszy.
- Mhm.
- Dobra, ludzie, kłusem! - usłyszałam Szymka.
Przyśpieszyliśmy, a ja musiałam zaprzestać rozmowy, ponieważ Efrafa, oczywiście, próbowała iść szybciej, niż powinna, na szczęście zad Doona skutecznie jej to uniemożliwiał. Poza nią, konie szły dość spokojnie: po wjechaniu do lasu appaloosa nieco się spiął, jednak Tropka i Black byli spokojni jak zwykle. Kłusowaliśmy przez kilka minut szerokim szlakiem: teren wspinał się nieco w górę, jednak nadawałby się nawet na galop, wolałam jednak,aby Efrafa straciła najpierw trochę energii, poza tym, nie miałam ochoty mieć całych spodni w błocie, a to przy topniejącym śniegu było niemal pewnością.
W końcu zwolniliśmy do stępa, wjeżdżając w wąski szlak. Nad naszymi głowami zamknął się las, ścieżka sprawiała, że konie chcąc nie chcąc musiały iść jeden za drugim. Doon był tym nieco zestresowany, jednak Karol skutecznie go uspokoił.
- Ile ten quarter już ma? - usłyszałam nagle kowala.
- Trochę... zaraz... trzynaście w tym roku. Nie, zaraz, on z końca lutego. Już ma trzynaście.
- Sporo... dalej masz zamiar na nim startować?
- Taak... może jeszcze sezon, czy dwa... Nie mam na razie innego porządnego sportowca - powiedziałam - To znaczy, mam, ale młoda ma niecałe trzy miesiące.
- Ooo... kupiłaś źrebaka?
- Tak, przez własną głupotę, można by rzec. Stoi na razie pod Wrockiem.
- Ładnie. Też quarter?
- Paint. Zapowiada się na prawdę fajnie... no i jest śliczna. Jelenia.
- Podkooowa... ja chce ją zobaczyć - zajęczała Amelia.
- No... ja jej też powtarzam do od paru miesięcy... nie słucha - Szymek się zaśmiał.
- Eh, możemy niby jechać do hodowli... ale wiecie dobrze, że wole nie zostawiać stajni na parę dni nawet na pastwę samych rodziców...
- Ale... Podkowa...
- Spokojnie, jeszcze kilka miesięcy i Sunny będzie tutaj.
- Sunny? Całkiem ładnie.
- Sunset Spirit's Gun, tak dokładniej.
- Wy i te wasze skróty.
Uśmiechnęłam się. W tym czasie wyjechaliśmy na szerszą ścieżkę, dlatego też Szymon zarządził kłus. Tym razem Efrafa zachowywała się nieco lepiej, jednak w dalszym ciągu próbowała mi się wyrwać i musiałam cały czas ją pilnować. Doon był wyraźnie zestresowany, przynajmniej przez kilka pierwszych chwil, a Black chyba próbował Amelii zagalopować, bo klnęła coś pod nosem, wyzywając go od nadpobudliwego bydlaka. Huh, staruszka wzięło na naśladowanie Efrafy. Tropka, jak na czołowego konia przystało, dalej zachowywała się nienagannie.
Gdy mój wierzchowiec nieco się uspokoił, zaproponowałam Szymonowi galop, na co pozostali jeźdźcy od razu się zgodzili.
- No, to trzymajcie się - powiedział, przyciskając mocniej pięty do boków Tropki.
Ruszyliśmy. Efrafa wystrzeliła jak szalona, Black chyba wierzgnął kilka razy. Tropka początkowo była przez Szymona dość mocno przytrzymywana, gdy jednak wszystkie konie zużyły ten pierwszy przypływ energii, pozwolił jej dowolnie przyśpieszyć. Nasz zastęp poruszał się na prawdę szybko przez dobre kilka minut.
W końcu zwolniliśmy, nieco zdyszani. Konie były oblane potem, pozwoliliśmy im więc odetchnąć. Spojrzałam na Amelie, sprawdzając, czy dziewczyna aby na pewno żyje, jednak gdy nasze oczy spotkały się, obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem. Oj tak, galop poprawiał nastrój natychmiast!
Błądziliśmy po ścieżkach jeszcze przez kilka godzin, raz kłusując, raz galopując, w przerwach rozmawiając na różne końskie tematy. Muszę przyznać, że brakowało mi wspólnych wyjazdów, które ostatnio tak zaniedbaliśmy. Gdy wróciliśmy na rancho, konie były zmęczone, tak samo jak my. Nawet Efrafa na końcu uspokoiła się, zachowując się nienagannie.
- No... to rozsiodłujemy i idziemy na obiad? - zaproponowałam.
- Jasne.
- Umieram z głodu.
Zaśmiałam się, zsiadając z kucyka. Zaczekałam, aż reszta wprowadzi konie do środka i sama weszłam do stajni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz