Koń: wał. Ratonhnhaké:ton
Jeździec: Podkowa
Trener: Sandra 'Sindy' Janicka
Typ treningu: barrel racing
Data, czas i miejsce: 3 stycznia 2015r, 9:00-10:00, WHK Arisha
Już jutro rano miałam opuścić hodowlę, dlatego też żadna chwila nie mogła zostać zmarnowana. W końcu, nie na co dzień mam osoby gotowe obiektywnie spojrzeć na mnie i moje konie, a aktualna pogoda wcale nie sprzyja porządnym treningom.. eh, z wiosny trzeba będzie zainwestować we własną hale, nie ma co! Po szybkim porannym zerknięciu na Sunny i jej mamę, które miały się na prawdę dobrze, ruszyłam do stajni pensjonatowej. Zgodnie z moją wczorajszą prośbą, Arte został wypuszczony na padok wraz z French Revolution od Elvii - klacz zdawała się nie mieć nic przeciwko nowemu koledze, zaś wolałam, aby nie stał sam w nowym miejscu, dlatego też w stajni stał tylko Doon, już wyraźnie nieco poddenerwowany dość długim staniem wewnątrz.
- No, chłopie, spokojnie, zaraz się poruszasz - mruknęłam.
Sindy, która na moją prośbę miała nas obserwować w trakcie treningu, miała przyjść dopiero za piętnaście minut, w czasie których ja dokładnie wyczyściłam tarantka.
Akurat siodłałam Doona, gdy do stajni weszła pani trener. Starsza ode mnie o prawie dziesięć lat kobieta miała mimo wszystko zdecydowanie większe doświadczenie w pracy z końmi i choć nasze pierwsze spotkanie skończyło się niemal na kłótni, ostatecznie udało nam się jakoś dogadać i teraz współpracowało mi się z nią całkiem przyjemnie.
- Dzień dobry! - krzyknęłam z boku, widząc ją i wróciłam do zajmowania się koniem.
- Dobry, dobry. Gotowy już?
- Mhm. Tylko ochraniacze i możemy iść.
Po chwili koń był już gotowy do treningu, dlatego Sindy otworzyła mi boks, z którego Doon wyszedł z aż nadmiernym entuzjazmem. Musiałam go upomnieć delikatnym pociągnięciem wodzy, aby się opanował.
- Co, nie biegał koń dzień i już ma sam olej w głowie? - mruknęłam, Sindy zaś zaśmiała się cicho.
Droga na hale minęła nam dość szybko i spokojnie, podczas niej jedynie pani trener wyjaśniła, że beczki zostały już przygotowane do treningu przez pracowników stajni, dlatego nie trzeba się tym martwić.
Doon na hale wszedł bez stresu i najmniejszego problemu, dlatego od razu na niego wsiadłam, przed czym wałach wcale nie protestował. Sindy obserwowała nas w ciszy, gdy ja prosiłam wałacha o stęp po hali. Krążyliśmy na niej przez dłuższą chwilę, tak, aby appaloosa mógł zapoznać się z samym pomieszczeniem, pogłosem, jak i podłożem. W końcu jednak przeszliśmy do kłusa i dopiero wtedy usłyszałam, jak Sindy wydaje mi polecenie.
- Pokłusuj przez chwilę, potem wjedź na te drągi - powiedziała. Och, nawet nie zauważyłam, że je rozłożyła...
- Jasne.
Gdy zebrałam nieco kłus, wykonałam polecenie pani trener. Doon miał całkiem niezły takt, dlatego też przejechał drągi bez problemu, na do Siny pokiwała głową.
- Podkowa, cofnij nieco te nogi, trochę za bardzo wysuwasz je do przodu, gubisz i swoją równowagę, i jego blokujesz.
Oj. Znów ja. Poprawiłam się natychmiast.
- Lepiej?
- Lepiej.
- Pokłusuj z nim chwilę, powjeżdżaj na drągi, a ja rozłożę slalom.
- Okej.
Po chwili na hali pojawiły się pachołki. Doon wyminął je dość zręcznie, jednak przy ostatnim trochę się nie zgraliśmy, dlatego przypadkiem wałach go wywrócił. Sindy jednak postawiła go i poprosiła nas o powtórzenie ćwiczenia.
Choć za drugim razem wyszło nam już dobrze, kobieta kazała nam jeszcze raz powtórzyć ćwiczenie w wolnym kłusie, po czym miałam wyciągnąć chód i jeszcze raz przejechać między pachołkami.
- Żartujesz? Ty wiesz, jaki on jest niewygodny?
- Nie żartuje. Bez komentarzy, jedziesz.
Mmm.. poczułam się jak nastolatka, która dopiero co uczyła się jeździć. Nie skomentowałam jednak, wyciągając kłus, po czym przejeżdżając między pachołkami. Nie było zbyt łatwo panować nad tak dużym koniem, jednak nie licząc środkowego przewróconego pachołka i przedostatniego dotkniętego, było chyba całkiem nieźle...
No, przynajmniej dla mnie, bo Sindy kazała nam ćwiczenie powtórzyć. Raz. I jeszcze raz. Dopiero za czwartym razem była na tyle zadowolona, aby pozwolić nam na chwilę odepchnięcia.
- W ogóle, myślałam, że będzie się szarpał... a tu nic. Grzeczniutki.
- Pewnie hala. Może nie czuć się najpewniej.
- Może...
Gdy minęło kilka minut, Sindy kazała nam przejść do kłusa, a następnie do galopu. Gdy mięśnie wałacha nieco się rozgrzały, zwolniliśmy jednak znów do stępa, aby zagalopować z tego chodu.
- Omiń beczki, ale na spokojnie. Niech jedzie swoim tempem.
Hmf.. szkoda tylko, że tempo Doona samo w sobie jest dość szybkie. Ominęliśmy beczki z wcale nie najgorszym czasem, dotykając minimalnie jedną z nich, jednak nie przewracając jej. Gdyby to były zawody, mielibyśmy całkiem niezły czas. Appaloosa na prawdę tą konkurencje lubił.
- Ładnie. No, chwila w stępie, niech odsapnie. I pokaż, na co go stać - powiedziała.
Zrobiłam tak, jak kazała. Odczekałam, aż Doon nieco się uspokoi, po czym poprosiłam go o galop i poganiając go, ominęliśmy beczki nieco szybciej. Tym razem jednak jedna z beczek prawie upadła.
- Niezły jest - powiedziała Sindy, obserwując go - Zwolnij trochę i przejedź to jeszcze raz. Dokładniej.
- Mhm...
Za trzecim razem ani ja, ani koń nie dotknął beczki, dlatego dostaliśmy chwilę odpoczynku. Doon szedł stępem, odpoczywając, a gdy zebrał nieco sił, Sindy poprosiła, bym zakłusowała.
- Przejedź przez drągi, slalom, zagalopuj i omiń beczki - podała cały pattern - Takie samo bieganie pewnie zaraz mu się znudzi, niech ma trochę urozmaicenia.
Tym razem przez zmęczenie Doon nieco zgubił rytm, dlatego kilka razy uderzył kopytem w drąg, slalom jednak wyszedł nam nienagannie, a jego prędkość przy beczkach dalej była imponująca. Pochwaliłam go za to i widząc Sindy każącą nam zwolnić, przeszłam do stępa.
- Całkiem ładnie. Zgrywacie się - powiedziała, idąc obok wałacha - Dobra.. rozstępuj go sobie, albo porób tam co chcesz.. ja idę po konia.
- Jasne. Dzięki za trening.
- Nie ma za co!
Sindy odeszła, ja zaś czekałam, aż mięśnie Doona trochę ostygną, po czym zaprowadziłam do go stajni.
Otwieramy stajnię Itaka! Z tej okazji zawody.
OdpowiedzUsuńhttp://im-pens.blogspot.com/
Zapraszam :)