TRENING: Teren z kl. Excel It, kl. Rhyme About Dance, kl. Tropical Honey

Konie:  kl. Excel It, kl. Rhyme About Dance, kl. Tropical Honey
Jeździec: Podkowa, Szymon, Amelia
Trenerzy: ---
Typ treningu: teren
Data, czas i miejsce: 13 grudnia 2014, 10:00-13:00, Rancho Arisha

Dzień był dość pochmurny, ale na całe szczęście, temperatura była dość wysoka. Rankiem przyjechała do nas Amelia, której nie było u nas przez dłuższy czas, postanowilismy więc, że weźmiemy konie w teren. Chcieliśmy sprawdzić z Szymonem jak poza stajnią zachowa się Excel i Rika, a Tropka, jako rajdowy koń, miała do wyjazdów poza stajnie pierwszeństwo.
Osiodłaliśmy więc konie. Ja jak ostatnio miałam w zwyczaju miałam wziąć na Excel, Szymon zaś na quarterkę, Amelii więc została gniada Tropka. Sprowadzanie koni z pastwiska poszło nam sprawnie, podobnie jak ich czyszczenie, dlatego w okolicy dziesiątej, po niespełna dwudziestu minutach od chwili, w której wpadliśmy na pomysł, aby jechać razem w teren, siedzieliśmy już w siodłach, przed stajnią.
- No, to gdzie jedziemy? - spytałam, głaszcząc Excel po szyi.
- No... nie wiem w sumie - odparł Szymon - Żółty szlak ostatnio był w nie najlepszym stanie... Amelia, pomysły?
- Może na ten punkt widokowy, na którym nocny rajd był? W dzień w trzy godzinki maksymalnie się wyrobimy chyba. - zaproponowała.
- Okej... dobry pomysł - przytaknęłam - Szymek, na końcu jedziesz nie?
- No...
- Dobra, Tropka w środek w takim razie. Mam nadzieję, że wariować nie będą.
Ruszyliśmy. Początkowo prowadziliśmy konie w stępie, jednak gdy tylko wjechaliśmy na szlak zarządziłam kłusa.
Excel szła raźnie, wyraźnie czując się pewnie w lesie. Próbowała pójść nieco szybciej, niż powinna, dlatego skróciłam minimalnie jej wodze. Tropka, idąca za nią na siłę próbowała wpychać się w ogon appaloosy, jednak ta zdawała się tym nie przejmować. W przeciwieństwie do mnie, bo Amelia cały czas dostawała ode mnie reprymendy słowne, które - niestety - nijak działały.
Rika również szła ładnie, w miarę spokojnie, bez większego zdenerwowania, czy stresu.
Po jakimś czasie skręciliśmy w węższą ścieżkę, w której chcąc nie chcąc musieliśmy prowadzić konie w stępie. Gałązki ocierały się o nogi zwierząt, te jednak nie zwracały na to najmniejszej uwagi.
- To co, na głównym szlaku galop aż do końca? - zaproponowałam.
- TAK! - odparła Amelia z ogromnym entuzjazmem.
- Boże, dziewczyno, przystopuj, konie straszysz. - mruknął Szymek.
Zaśmiałam się.
-No, to co, wyjeżdżajmy z tej ścieżki jak najszybciej. Szymon, jak Rika?
- Grzecznie. Chce się rwać w przód trochę, ale jak podejdzie do Tropki zaraz się szczurzy...Wredota.
- A i owszem. Dziś rano coś jej odwaliło tak w ogóle. Nie było cię jeszcze, do jej boksu weszłam, bo wrażenie miałam, że z nią coś nie tak jest, niemrawa była. Wchodzę... a po chwili to dziadostwo ugryźć mnie próbuje.
Amelia zaśmiała się.
- Hej, może to tak specjalnie?
- A może. Kurcze, wariatka się trafiła, a niby quartery takie grzeczne. Ja rozumiem, że Amir boks rozwalić co chwilę próbuje, ale quarter? Z takiej linii?
- Przynajmniej chodzi ładnie - usłyszałam głos Szymka.
- No... przynajmniej.
W końcu wjechaliśmy na szeroki szlak. Po chwili w stepie, w którym to sprawdzaliśmy, czy koniom aby na pewno nic nie jest, pogoniłam Excel do galopu. Słyszałam, że i konie za mną przyśpieszyły, jedynie Tropka przez dłuższą chwilę szła w bardzo mocno wyciągniętym kłusie, jednak gdy tylko kazałam jej słownie przejść go galopu, posłuchała.
- Amelka... tak służalczy koń ma cię w dupie? - krzyknęłam za siebie, dziewczyna jednak nic nie odpowiedziała, Szymek zaś wybuchnął gromkim śmiechem.
Galop trwał dość długo, bo niemal do punktu widokowego. Gdy dojechaliśmy na miejsce, z koni pot leciał ciurkiem, jednak wszyscy, łącznie z nimi byliśmy zadowoleni. Konie nie próbowały nikogo ponieść i grzecznie szły w zastępie, Excel zaś była wyraźnie zadowolona, że może biec. To w końcu koń do szybkościówek... jak ona może nie kochać biegać?
Na miejscu rozstępowaliśmy konie i na chwilę z nich zeszliśmy, aby moment odpoczęły. Excel i Tropka chodziły luzem i skubały pozostałości trawy, Rika jednak została przez Szymona przywiązana do płotka na pustym parkingu.
Przez jakieś dwadzieścia minut staliśmy, rozmawiając, na drewnianym, widokowym podeście, po czym czasie jednak zebraliśmy konie i ruszyliśmy z powrotem.
Po chwili w kłusie, znów przeszliśmy do galopu, nie szczędząc końskich mięśni. Po wjechaniu na wąską ścieżkę wprawdzie musieliśmy zwolnic, gdy jednak tylko znaleźliśmy się na kolejnym szerokim szlaku, znów popędziliśmy wierzchowce do galopu.
Ostatni odcinek przebyliśmy w stępie, jako, że konie były już wyraźnie strasznie zmęczone. Jedynie Tropka miała jeszcze ochotę na bieganie, Excel i Rika reagowały już z opóźnieniem na nasze prośby, przyśpieszając jednak, gdy ich oczom ukazały się nasze pastwiska.
- Oj, na razie sobie na nie nie pójdziecie - mruknęłam, widząc, jak Rika niemal przyśpiesza Szymkowi do kłusa - Wyschnąć musicie.
- Mhm... - usłyszałam mruczenie Amelii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz