TRENING: teren z kl. Efrafa i kl. Tropical Honey

Koń: kl. Efrafa, kl. Tropical Honey
Jeździec: Podkowa, Szymon
Trener: ---
Typ treningu: teren
Data, czas i miejsce: 15 grudnia 2014r, 9:00-10:00

Wczorajszego wieczora, podczas rozmowy z Szymonem zdaliśmy sobie dziwnym sposobem sprawę z tego, że nasza Efrafa ani razu nie wyjechała z nami w teren... mimo, że przecież stała na Rancho jakiś czas. Głównie oczywiście wyjeżdżał Black z Tropką - nie wymagały pracy nad zachowaniem w terenie, a gdy gdzieś jechaliśmy, chcieliśmy się po prostu odstresować, odpocząć od stajennej harówki... wiec pozostałe konie były pod tym względem zaniedbywane.
Rankiem postanowiliśmy nadrobić nieco straty. Gdy tylko konie zostały nakarmione i wypuszczone na padok, wzięliśmy hucułkę oraz Tropkę i zaczęliśmy przygotowywać je do trasy. Efrafa była cała obłocona, Tropka podobnie, dlatego trochę zajęło nam usunięcie sklejek z ich sierści. W końcu jednak obydwie klacze były gotowe do siodłania. Efrafa trochę mi się kręciła, przez co zaczęłam ją uspokajać i zajęło mi to nieco więcej czasu, w końcu jednak obydwa konie były gotowe, aby wyjechać poza Rancho.
- To co, gdzie się wybieramy? - spytał Szymon, gdy wyprowadzaliśmy konie z boksów.
- Hm... hmm... bez otwartych przestrzeni, bo boje się, że jej będzie za bardzo odwalało... pojedźmy jakimiś głównymi ścieżkami, co?
- Okej. Tropka będzie niezadowolona.
- Najwyżej potem jeszcze ją gdzieś weźmiesz...
- Jakby był na to czas to jasne...
- Oj, no, spokojnie, kilka dni i jedziemy na ten targ, konie pójdą, mniej pracy będzie. Już słyszałam, że kilka chętnych na nie jest.
- Mam nadzieję... a jak nie, to pamiętasz? Halę masz wybudować.
- Ciekawe gdzie... trudno o miejsce na fundamenty... No i fundusze...
- Eh... wszystko się znajdzie, a tu hala na prawdę zimą by sie przydała... jak spadnie śnieg to... mniejsza, dobra, jedziemy? - spytał, stojąc już kawałek od wyjścia ze stajni.
- Jedziemy, jedziemy - przytaknęłam i włożyłam nogę w strzemię. Efrafa jednak, zamiast stać grzecznie, poszła o krok do przodu, przez co znalazłam się z sporym rozkroku, z ledwością utrzymując równowagę.
- Ejj! - wyrwało mi się. Szymon, który zdążył wskoczyć już na grzbiet Tropki, zachichotał.
- Widzisz? Ona już chce pędzić. Oj, ależ cię poniesie dziś!
- Hmf...  - mruknęłam, za drugim podejściem bez problemu wchodząc na grzbiet klaczy - Dobra, jedziemy.
- Jasne.
Ruszyliśmy stępem, jednak po kilku krokach Szymon zaproponował kawałek kłusa pomiędzy pastwiskami. Nie byłam skora co do tego, jako, że Efrafa, widząc, że nie idziemy na ujeżdżalnie, a gdzieś indziej, od razu znacznie się pobudziła, jednak mój pracownik, o dziwo, nie chciał słyszeć odmowy. Jak się spodziewałam, bułana klacz z radością przyśpieszyła, od razu najlepiej wyrywając się do galopu, przez co musiałam dość mocno skrócić wodzę. Eh, jak tylko sprzedamy konie, na prawdę musimy się skupić nad pracą z naszymi wierzchowcami. Ostatnio, jakby nie było, nieco je zaniedbaliśmy.
Przy wjeździe do lasu zwolniliśmy do stepa, w którym jechaliśmy dość długo, głównie dlatego, że ja cały czas walczyłam z moim wierzchowcem. O ile Tropka, jak zwykle, szła wzorcowo, to Efrafa na siłę próbowała przyśpieszyć, zachwycona tym, że obecnie znajduje się poza terenem stajni. Co jakiś czas Szymek musiał się zatrzymać, czekając na mnie, gdy hucułka się buntowała przeciwko krótkiej wodzy.
- No mała, spokojnie, ehh... no już.  - mówiłam do niej podczas drugiego, albo już trzeciego buntu.
- Zrób z nią kółko, może nieco się uspokoi.
- Zobaczymy...
Dopiero po kilku niewielkich woltach Efrafa uspokoiła się na tyle, że mogliśmy ruszyć dalej.
Jak ustaliliśmy, nie skręcaliśmy w żadne boczne ścieżki, przez co przynajmniej dla Tropki nasza wycieczka była tylko niewiele znaczącym spacerkiem. Dopiero po około czterdziestu minutach, gdy znaleźliśmy się w okolicy rancha, Efrafa uspokoiła się na tyle, że zaproponowałam Szymonowi, aby zakłusował.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście.
- No to jedziemy... no, młoda, dawaj - Szymon zachęcił delikatnie quarabkę do kłusa, a ta zareagowała natychmiast, z ogromnym spokojem i lekkością.
Efrafa znów próbowała wystrzelić, widząc, jak koń przed nią przyśpiesza, udało mi się jednak przypilnować ją na tyle, aby nie przegoniła gniadoszki. Wprawdzie okropnie się szarpała... ale cóż...
- Wiesz co... następnym razem biorę ją w ręku. - powiedziałam - Zobaczymy, czy też będzie jej tak odwalać.
- A no... w sumie niezły pomysł - przytaknął Szymon - Chętnie to zobaczę.
- Mhm.
Kłusowaliśmy jednak tylko ledwie kilka minut, ponieważ w hucułkę znów zdawał się wstąpić mały diabełek, który chyba miał ochotę mnie zabić. Szymon zatrzymał więc Tropkę, a ja przez kilka minut uspokajałam Efrafę. Gdy w końcu nadawała się jako tako do prowadzenia, kierowaliśmy się już prosto do stajni, nie próbując przyśpieszania.
Gdy rozsiodłaliśmy konie, przykryliśmy obydwie klacze derkami i od razu wypuściliśmy je na pastwiska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz