Koń wał. Arrete's Trouble
Jeździec: Podkowa
Trener: ----
Typ treningu: trening westernowy
Data, czas i miejsce: 21 listopada 2014, 8:30-9:10, Rancho Arisha
Ostatnie dni na prawdę przytłaczały. Temperatury w okolicach zera, ciemność, która następowała bardzo szybko, pogoda, która również nie zachwycała i siedem, no, właściwie na razie sześć koni do ogarnięcia przez dwie osoby, dodatkowo karmienia, czyszczenie, sprzątanie stajni... nie powiem, pilnie potrzebowałam odpoczynku. Ale jak tu zrobić sobie wakacje, skoro będziemy musieli przestać trenować, gdy tylko spadnie śnieg, a konie tego jak najbardziej wymagały? Szczególnie, że powoli realizowałam swój plan dotyczący handlem końmi... co także pochłaniało sporo mojego czasu.
W każdym razie, po śniadaniu miałam zamiar wsiąść na Arte. Tylko na roundpen, jako, że ten teren po prostu znał, na chwilę, tak, aby znów odnalazł się pod siodłem. Powoli, powolutku będziemy wszystko wprowadzać, nigdzie nam się przecież nie śpieszy, czyż nie?
Wałach czekał na mnie w stajni. Był nieco ubrudzony, gdy wchodził do środka, jednak Szymon wyczyścił już jego puchatą sierść i przygotował dla mnie siodło, sam zaś miał zamiar wsiąść na Efrafę, która również czekała w boksie. Trening jednak mieliśmy zamiar przeprowadzać osobno. Arte musiał się skupić, zaś ja musiałam całą uwagę poświęcić właśnie jemu, bo w końcu on jej tu chyba najbardziej potrzebował.
- Gdzie rzuciłeś wędzidło? - spytałam dość głośno, widząc, że zostało odpięte z ogłowia.
- Leży na grzejniku w paszarni - rzucił, wyłaniając się na chwilę z boksu Tropki i Blacka.
- Jaaasne!
Gdy wróciłam, przypięłam wędzidło go ogłowia i zaczęłam siodłać konia: najpierw ogłowie, potem siodło, nie dopinałam jednak popręgu. mając zamiar najpierw zrobić mu krótką powtórkę z ziemi. W końcu wyprowadziłam go z boksu po drodze chwytając lonże, leżącą pod jego boksem.
Na roundpenie Arte był nieco zdenerwowany, najwyraźniej obecnością siodła na swoim grzbiecie - coś się zmieniło, a on zdecydowanie tego się bał. Miałam nadzieję, że z czasem powoli zacznie się to zmieniać... w każdym razie podciągnęłam mu popręg, przy czym wałach delikatnie podskoczył, odpięłam wodze od ogłowia i przypięłam lonże.
Przez jakieś dziesięć minut pracowaliśmy z ziemi - na początku trochę stępa, później przeszliśmy do kłusa, kończąc na kółku w wolnym galopie. Czekałam, aż Arte poczuje się zupełnie pewnie w nowej sytuacji. Nie miał już jakiś czas siodła na grzbiecie, dlatego nie wątpiłam, że chwilka takiej pracy mu się przyda. Wykonywał bez problemu większość moich poleceń, wahając się jedynie przy zagalopowaniu, jednak ruszył na dobrą nogę z ładnie obniżoną głową za co został przeze mnie pochwalony.
W końcu zatrzymałam go, przypięłam do ogłowia wodze i ostrożnie na niego wsiadłam - najpierw tylko wkładając nogę w strzemię, podciągając się do góry i wracając na ziemię, a gdy zauważyłam, że jest zupełnie spokojny, delikatnie usiadłam w siodle. Pogłaskałam go po szyi.
- No to co,m zaczynamy porządne trenowanie? - powiedziałam.
Dałam mu chwilę na przemyślenie sytuacji: nie chciałam zaskoczyć go zbyt dużą intensywnością, aby nie zaczął się denerwować. Po jakiejś minucie, czy dwóch poprosiłam go o stęp. Wałach ruszył powolutku, dość ostrożnie, jednak natychmiast zauważyłam, że jest na mnie skupiony: ucho kierował w moją stronę, głowę miał opuszczoną, zaś na polecenie zareagował na prawdę szybko. Poprowadziłam go przez dwa kółka wokół roundpena, tak, aby miał czas na odnalezienie równowagi,po czym zaczęliśmy trochę skręcać - wykonywałam wolty, wszelkiego rodzaju obroty, slalomy - na tyle, na ile oczywiście pozwalał niewielki lonżownik. Chyba odpowiadało mu moje spokojne podejście do pracy, bo reagował szybko i o dziwo, wcale nie wyglądał na zdenerwowanego, czy zdziwionego moją jazdą na nim. Reagował poprawnie na moje polecenia - wprawdzie sygnały, jakie mu wysyłałam były nieco zbyt intensywne, dam dosiad, czy jakieś minimalne zmiany były przez niego nie zauważane, ale mieliśmy czas, aby nad tym popracować, ale typowo rekreacyjne znaki rozróżniał bez problemu, całkowicie się im podporządkowując.
Po dłuższym czasie poprowadziłam go na ściankę, prosząc o wolny kłus. Wprawdzie musiałam w tym przypadku sygnał powtórzyć, ale przyśpieszył, nie podnosząc głowy. Muszę przyznać, że był na prawdę wygodnym koniem. Prowadziłam go w tym chodzie przez trzy okrążenia, po czym zwolniliśmy na chwilę do stępa. Pochwaliłam go i pozwoliłam na chwilę dreptania, po czym znów przycisnęłam pięty do jego boku.
Delikatnie zakłusował, tym razem jednak po jednym okrążeniu znów zaczęliśmy skręcać i kręcić się po roundpenie. Problematyczne było dość to, że Arte zwalniał, gdy tylko prosiłam go o wykonanie mocniejszego skrętu, przechodząc zwykle do kłusa. Tym samym zauważyłam, nad czym będziemy musieli później popracować, dziś jednak nie chciałam wymagać od niego za dużo. Po kilku powtórzeniach, gdy częstotliwość zwalniania wałacha nieco się zmniejszyła pochwaliłam go i rozstępowałam, analizując w głowie to, nad czym musimy jeszcze razem poćwiczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz