Autor: Podkowa
Gdy nasz kowal przyjechał, staliśmy z Szymonem pod stajnią, z rękami ukrytymi w kurtkach, rozmawiając. Po pojawieniu się samochodu natychmiast jednak podeszliśmy do niego. Był to dość wysoki mężczyzna w okolicach czterdziestki o lekkiej posturze ciała. Wiedziałam jednak, że ma w sobie sporo krzepy.
- Dzień dobry! - przywitałam go, gdy tylko wsiadł - Najpierw herbatka na rozgrzanie, czy konie? - spytałam.
- Konie, konie. Kolejni klienci czekają, czasu na siedzenie nie mam - powiedział, podchodząc do bagażnika - Gotowe są?
- Taak, w boksach czekają.
- Dobra, to ja się rozkładam.
Gdy cały sprzęt pana Karola był już gotowy, Szymon wyprowadził z boksu Efrafę, która wyszła ze stajni ze sporym entuzjazmem. Ten przygasł jednak, gdy zobaczyła naszego kowala, z którym do tej pory raz miała styczność.
- Wydaje mi się, że duża korekta jej potrzebna nie jest, kucie raczej też nie - powiedział Szymon, gdy zatrzymał się przed Karolem z tańczącą na uwiązie Efrafą.
- A no, to hucuł w końcu - powiedział, oglądając jej kopyta - Mogę nieco je podciąć, ale i bez tego by się obeszło.
Jak powiedział, tak zrobił: wprawdzie miał małe problemy, biorąc pod uwagę zachowanie klaczy, uporał się jednak sprawnie i szybko, dlatego po kilku minutach Szymon przekazał mi uwiąz, a ja zaprowadziłam Efrafę na pastwisko.
Gdy wróciłam, Szymon trzymał już na uwiązie zdenerwowanego Arte. Koń wyraźnie bał się nowych dla niego narzędzi, dlatego zarówno kowal, jak i mój pracownik czekali, co powiem na temat wałacha.
- Hmm.. w sumie, chodziło mi tylko o to, byś rzucił na niego okiem - powiedziałam - Niedawno przyjechał, wszystko go denerwuje. Sporo czasu spędził zamknięty w stajni - objaśniłam.
- No, dobrze.... z tego, co widzę, spokojnie może tak jeszcze trochę pochodzić, kopyta ma w dobrym stanie, także nie ma co... - wzruszył ramionami.
- Okej. Szymek, to wypuść go na ten mały padok, ja pójdę po Doona.
Doonek jak i Efrafa tańczył nieco przy Karolu, jednak było już przy nim nieco więcej pracy: obcinanie kopyt i podkuwanie trwało ponad godzinę i było niezwykle męczące, jako, że appoloosa cały czas próbował wyrywać nogi. ale ostatecznie wszystko się udało. Wprawdzie wałach był cały oblany potem, niczym po treningu, nie mogliśmy już jednak dziś mu odpuścić, jako, że jego nogi wyraźnie potrzebowały opieki.
Black był podkuwany całkiem niedawno, dlatego kowal tylko go obejrzał, po czym wypuściłam go na pastwisko. Dopiero znów przy Tropce czekało nas trochę pracy. Klacz musiała zostać ponownie podkuta. Początkowo cofała się i odskakiwała, pamiętając, co działo się ostatnim razem, gdy przyjechał do nas pan Karol, nie dając sobie dotknąć nóg, udało nam się ją jednak uspokoić: stała więc grzecznie i tym razem kucie poszło w miarę szybko i sprawnie.
Nadeszła pora na nasze dwa ogiery. Na pierwszy ogień poszedł spokojniejszy Forte, który dał obejrzeć sobie nogi bez problemu, a później bez problemu je podawał: nie był jednak kuty, szczególnie, że na razie nie planowaliśmy startów w zawodach. Trochę czasu jednak zeszło nam na werkowanie jego kopyt. Początkowo quarter zachowywał zupełny spokój; w końcu jednak zaczęło mu się nieco nudzić, przez co stał się niespokojny, kręcący się. Gdy jednak zabieg był skończony i prowadziłam go na pastwisko, znów Forte był niemal zupełnie spokojny... ach, ci panowie.
Najwięcej zabawy mieliśmy oczywiście z Amirem. Achał wyrywał się, nie tyle, co bojąc się kowala, a po prostu nie mając ochoty stać w jednym miejscu. Chcąc nie chcąc musiał jednak zostać ponownie podkuty, musieliśmy więc się z nim trochę pomęczyć: z trudem i bardzo powolutku udało nam się tego jednak dokonać i kopyta ogiera znów wyglądały na czyściutkie i zadbane, a nowe podkowy błyskały spod jego nóg, gdy tylko te unosił.
Gdy wszystkie konie były już ogarnięte i wypuszczone na pastwisko nasz kowal dał się jednak namówić na chwilę wewnątrz: na dworze zdążyło już zrobić się ciemno, wszystkim nam było zimno, a przecież wypicie czegoś ciepłego wcale nie zajmuje wiele czasu, czyż nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz