Koń: Sahab Amir
Jeździec: ---
Trener: Podkowa
Typ treningu: praca z ziemi
Data, czas i miejsce: 17 listopada 2014, 9:00-9:50, Rancho Arisha
Minęło już kilka dni, odkąd Amir pojawił się na naszym Rancho. Pokazał już wyraźnie, że niezłe z niego ziółko i jak na razie pasł się tylko i wyłącznie z Blackiem, który jakoś dawał sobie z nim radę. Szymon brał już go już na round pen i całkiem nieźle poradził sobie z tą naszą nową bombą, niemniej, ponoć łatwo nie było. W każdym razie dziś to ja miałam zamiar trochę ogiera pomęczyć. Sprowadziłam go więc z pastwiska, co wcale łatwe nie było. Amir może i nauczył się już, że w tej stajni rządzę ja z Szymonem, jednak dalej próbował nas zdominować. Kilkukrotnie stawał, próbował się cofać i wyrywać, zmuszając mnie do pełnego skupienia na jego końskiej postaci. Ech, szlachcic się trafił! No nic, w końcu zaprowadziłam go do stajni i szybko przeczyściłam jego sierść, nieco brudna z błota: przez ostatnie pochmurne dni podłoże nie chciało do końca wyschnąć.
Gdy Amir był już gotowy i znaleźliśmy się na roundpenie, odpięłam mu lonże, chcąc zobaczyć, jak zareaguje. Przez dłuższą chwilę ogier wpatrywał się we mnie, nie wiedząc chyba o co chodzi, ostatecznie jednak ruszył krok do przodu, drugi... aż w końcu zaczął kłusować sam z siebie, wokół mnie, z uniesioną wysoko głową. Boże drogi, ten koń na prawdę przepięknie się ruszał! Achały nie są może moją ulubioną rasą, ale jednak... coś w sobie mają i wcale nie dziwiłam się, że tak wielu ludzi je uwielbia. Amir zaczął galopować, a ja pozwoliłam mu spokojnie się wybiegać. Gdy w końcu zużył trochę energii, jego krok wyrównał się jeszcze bardziej, stał się jeszcze bardziej harmonijny. Wow, po prostu wow. Nie, ten koń nie może u mnie zostać, to na pewno. Zmarnował by się. O sterroryzowaniu przez niego mojego stada może lepiej nie będę wspominać...
Chwyciłam w dłoń bat i nie zapinając Amirowi lonży poprosiłam go o zwolnienie do stępa. Zrobił to z wyraźnym fochem, ale jednak posłuchał. Pochwaliłam go za to i poprosiłam go, aby szedł stępem wokół mnie. Musiałam pilnować, aby nie zaczął się do mnie zbliżać, bo wyraźnie zataczał coraz to mniejsze koła. W końcu jednak trochę się uspokoił, zachowując jako taką odległość, pozwoliłam więc mu zakłusować.
Wykonał moje polecenie, ładnie zmieniając chód i znów pokazując swoje wdzięki, powoli, powolutku opuszczając głowę ku dołowi. Pozwoliłam sobie przez chwilę poobserwować ogiera, aby w końcu zatrzymać go. Podeszłam, zapięłam mu uwiąz i postanowiłam sprawdzić, jak poradzi sobie z kilkoma drągami.
Ustawiłam je i zaczęłam przeprowadzać przez nie Amira. Najpierw w stępie: kilka prób i ani jednego stuknięcia, mimo, że achał cały czas próbował je wąchać, zaciekawiony. W kłusie było nieco gorzej: początkowo nie wyczuł rytmu i co chwilę uderzał w drewno kopytami. Po kilku próbach jednak znacznie się poprawił.
Wróciliśmy więc na chwilę na koło, tym razem jednak prosiłam ogiera o zmiany chodów, aby za którymś razem poprosić go o galop. Wykonał, wyrywając się z ogromną dawką energii do przodu. Pozwoliłam mu jeszcze chwilę pobiegać, tak, jak sobie tego tylko chciał po czym zaczęłam kontrolować jego tempo: nie było to łatwe, jako, że Amir na siłę zdawał się chcieć robić swoje, niemniej, w końcu zyskałam nad nim jako-taką kontrolę.
Po galopie pozwoliłam mu chwilę odsapnąć w stępie i znów wróciliśmy do drągów: tym razem i w kłusie nie słyszałam, aby uderzył w nie kopytami. Ustawiłam je wiec tak, by nadawały się na galop.
Początki znów sprawiły mu mały problem, po trzech próbach jednak znów pokonywał drągi nienagannie.
Przez kolejne kilka minut ćwiczyliśmy na lonży różne podstawy, tak, abym mogła sprawdzić jego umiejętności. Szczególnie pod koniec Amir wyraźnie stawał się coraz mniej chętny do współpracy ze mną, zaczynając się stawiać, jednak nie pozwoliłam mu ze sobą wygrać, dlatego też w jako takiej zgodzie zakończyliśmy trening przez krótkie rozstępowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz