Jeździec: Podkowa
Trener: ---
Typ treningu: trening westernowy
Data, czas i miejsce: 13 października 2014, 09:00-09:50, Rancho Arisha
Szymon regularnie pracował z Bajką i okazało się szybko, że ich współpraca idzie na prawdę dobrze. Tworzyli bardzo zgraną parę i nie powiem, nieco smutno robiło mi się, gdy pomyślałam, że niedługo klacz może nasze rancho opuścić... W każdym razie dziś w końcu postanowiłam na nią wsiąść. Już wcześniej przygotowałam na małej ujeżdżalni trochę drągów - kwadrat, cofanie po literze L, coś na stępy, kłusy i galopy. Chciałam ustawić jeszcze slalom z tyczek, jednak brakło mi na to miejsca.
Gdy przygotowałam już Bajkę do pracy - a wystarczyło, bym tylko sprawdziła jej kopyta i przeczesała sierść, aby móc ją siodłać - ruszyłyśmy na ujeżdżalnie. Tam przez pierwsze kilka chwil prowadziłam klacz wokoło ujeżdżalni. Poprowadziłam ją też na jakieś drągi, pilnując, aby nie uderzyła w nie kopytem: na dwie próby zdarzyło się to jeden raz, jednak przez moją nieuwagę.
Gdy znalazłyśmy się obok drągu przygotowanego na chody boczne, poprosiłam Bajkę o wykonanie tego zadania. Wprawdzie jej ułożenie ciała zostawiało bardzo dużo do życzenia, niemniej, rozumiała o co mniej więcej w tym chodzi. Po dużej wolcie poprosiłam ją o to ćwiczenie raz jeszcze, nieco bardziej ją pilnując - nie powiem, aby było lepiej, jednak klacz jak najbardziej dostała za to pochwałę.
Wiedząc, że Szymon dość intensywnie ćwiczył z nią cofania, postanowiłam następnie spróbować właśnie tego elementu. Najpierw cofanie na środku ujeżdżalni, gdzie nie leżały żadne drągi: poprosiłam ją o wykonanie kroku w tył. Zrobiła to bez problemu, ze spokojem typowym dla westernowego konia, z opuszczoną głową. Kolejny krok, jeszcze jeden... aż cofnęłyśmy się powoli o dobre dwa metry bez najmniejszego problemu. Pochwaliłam ją za to i pozwoliłam przez chwilę stępować.
W końcu znów stanęłyśmy i znów poprosiłam ją o powtórzenie wcześniejszego ćwiczenia, tym razem jednak w szybszym tempie, co chyba Bajce jak najbardziej odpowiadało. Dynamika ruchu sprawiła, że jej ciało układało się zdecydowanie ładniej, a gdy poprosiłam ją o skręt w lewo nie robiła żadnych problemów, mimo, że zdawałam sobie sprawę z tego, że wcale ufnym koniem nie jest... a ja przecież wcale dużo z nią nie ćwiczyłam. Hmm... pewnie karmienie, czyszczenie i sprowadzanie z pastwiska zrobiło swoje.
Pochwaliłam ją. Gdy tylko wyjechałyśmy na prostą poprosiłam klacz o kłus, do którego przeszła po króciutkim zawahaniu - tak, jakby chciała sprawdzić, czy aby na pewno tego chce, czy może jednak odpuszczę. Nie odpuściłam jednak, więc Bajka zakłusowała bez większego problemu.
Po połowie okrążenia wjechałyśmy na drągi, a że jak najbardziej ten element wyszedł, nie powtarzałam go. Za to zaczęłam przechodzić z kłusa do stępa, a później - z kłusa do stój. Bajka podczas pierwszej próby nieco się zdezorientowała, jednak już kolejne wychodziły jej bez problemów, dlatego postanowiłam wjechać na kwadrat właśnie w tym chodzie i spróbować zatrzymać ją wewnątrz. Nie było to najłatwiejsze zadanie dla klaczy, jako, że najzwyczajniej w świecie nie wiedziała o co mi chodzi. Miała ochotę przejść przez drągi, tak, jak zawsze ją wszyscy uczyli... a ja tu nagle ją zatrzymuje! W końcu jednak, po kilku uderzeniach kopytami z drewno i cofaniu o pół metra znalazłyśmy się w środku. Pochwaliłam ją za to i kazałam wyjechać w stępie. W ramach nagrody dostała kilka minut stępa, tak, aby przemyślała swoje zachowanie.
Kolejna próba poszła nieco lepiej: udało mi się zatrzymać Bajkę wewnątrz kwadratu, jednak kilka razy uderzyła kopytem w ścianki. Meh, mogłam zrobić to najpierw w stępie... A nie sprawiać, że klacz się tak dezorientuje. Byłam z niej jednak jak najbardziej zadowolona. Widziałam, że się starała, mimo, że co chwilę próbowała mnie sprawdzać - a to minimalnie schodząc w bok, a to robić krótkie bunty, gdy prosiłam ją o skręt, a ona wymyśliła sobie, że będzie jechać prosto - ale Szymon już mnie przed tym ostrzegł, dlatego jak najbardziej na takie jej zachowanie byłam przygotowana.
Bajka wcale nie wyglądała na zmęczoną... A ja nie chciałam zaczynać z nią nowych elementów... Postanowiłam więc przegalopować ją przez ujeżdżalnie i rozstępować, co poszło nam bez większych problemów. Muszę dodać, że galop na niej był na prawdę sporą przyjemnością, bo klacz sama z siebie chciała galopować dość szybko, a ostre skręty nie były dla niej zbyt problematyczne.
W końcu, gdy znalazłyśmy się pod stajnią, Bajka była nieco spocona, jednak widziałam, że wciąż chętnie by pracowała... Cóż, będzie musiała zużyć tą swoją energię do nauki na zabawach z Tropką, które ostatnio strasznie polubiła.
Gdy przygotowałam już Bajkę do pracy - a wystarczyło, bym tylko sprawdziła jej kopyta i przeczesała sierść, aby móc ją siodłać - ruszyłyśmy na ujeżdżalnie. Tam przez pierwsze kilka chwil prowadziłam klacz wokoło ujeżdżalni. Poprowadziłam ją też na jakieś drągi, pilnując, aby nie uderzyła w nie kopytem: na dwie próby zdarzyło się to jeden raz, jednak przez moją nieuwagę.
Gdy znalazłyśmy się obok drągu przygotowanego na chody boczne, poprosiłam Bajkę o wykonanie tego zadania. Wprawdzie jej ułożenie ciała zostawiało bardzo dużo do życzenia, niemniej, rozumiała o co mniej więcej w tym chodzi. Po dużej wolcie poprosiłam ją o to ćwiczenie raz jeszcze, nieco bardziej ją pilnując - nie powiem, aby było lepiej, jednak klacz jak najbardziej dostała za to pochwałę.
Wiedząc, że Szymon dość intensywnie ćwiczył z nią cofania, postanowiłam następnie spróbować właśnie tego elementu. Najpierw cofanie na środku ujeżdżalni, gdzie nie leżały żadne drągi: poprosiłam ją o wykonanie kroku w tył. Zrobiła to bez problemu, ze spokojem typowym dla westernowego konia, z opuszczoną głową. Kolejny krok, jeszcze jeden... aż cofnęłyśmy się powoli o dobre dwa metry bez najmniejszego problemu. Pochwaliłam ją za to i pozwoliłam przez chwilę stępować.
W końcu znów stanęłyśmy i znów poprosiłam ją o powtórzenie wcześniejszego ćwiczenia, tym razem jednak w szybszym tempie, co chyba Bajce jak najbardziej odpowiadało. Dynamika ruchu sprawiła, że jej ciało układało się zdecydowanie ładniej, a gdy poprosiłam ją o skręt w lewo nie robiła żadnych problemów, mimo, że zdawałam sobie sprawę z tego, że wcale ufnym koniem nie jest... a ja przecież wcale dużo z nią nie ćwiczyłam. Hmm... pewnie karmienie, czyszczenie i sprowadzanie z pastwiska zrobiło swoje.
Pochwaliłam ją. Gdy tylko wyjechałyśmy na prostą poprosiłam klacz o kłus, do którego przeszła po króciutkim zawahaniu - tak, jakby chciała sprawdzić, czy aby na pewno tego chce, czy może jednak odpuszczę. Nie odpuściłam jednak, więc Bajka zakłusowała bez większego problemu.
Po połowie okrążenia wjechałyśmy na drągi, a że jak najbardziej ten element wyszedł, nie powtarzałam go. Za to zaczęłam przechodzić z kłusa do stępa, a później - z kłusa do stój. Bajka podczas pierwszej próby nieco się zdezorientowała, jednak już kolejne wychodziły jej bez problemów, dlatego postanowiłam wjechać na kwadrat właśnie w tym chodzie i spróbować zatrzymać ją wewnątrz. Nie było to najłatwiejsze zadanie dla klaczy, jako, że najzwyczajniej w świecie nie wiedziała o co mi chodzi. Miała ochotę przejść przez drągi, tak, jak zawsze ją wszyscy uczyli... a ja tu nagle ją zatrzymuje! W końcu jednak, po kilku uderzeniach kopytami z drewno i cofaniu o pół metra znalazłyśmy się w środku. Pochwaliłam ją za to i kazałam wyjechać w stępie. W ramach nagrody dostała kilka minut stępa, tak, aby przemyślała swoje zachowanie.
Kolejna próba poszła nieco lepiej: udało mi się zatrzymać Bajkę wewnątrz kwadratu, jednak kilka razy uderzyła kopytem w ścianki. Meh, mogłam zrobić to najpierw w stępie... A nie sprawiać, że klacz się tak dezorientuje. Byłam z niej jednak jak najbardziej zadowolona. Widziałam, że się starała, mimo, że co chwilę próbowała mnie sprawdzać - a to minimalnie schodząc w bok, a to robić krótkie bunty, gdy prosiłam ją o skręt, a ona wymyśliła sobie, że będzie jechać prosto - ale Szymon już mnie przed tym ostrzegł, dlatego jak najbardziej na takie jej zachowanie byłam przygotowana.
Bajka wcale nie wyglądała na zmęczoną... A ja nie chciałam zaczynać z nią nowych elementów... Postanowiłam więc przegalopować ją przez ujeżdżalnie i rozstępować, co poszło nam bez większych problemów. Muszę dodać, że galop na niej był na prawdę sporą przyjemnością, bo klacz sama z siebie chciała galopować dość szybko, a ostre skręty nie były dla niej zbyt problematyczne.
W końcu, gdy znalazłyśmy się pod stajnią, Bajka była nieco spocona, jednak widziałam, że wciąż chętnie by pracowała... Cóż, będzie musiała zużyć tą swoją energię do nauki na zabawach z Tropką, które ostatnio strasznie polubiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz