Jeździec: Podkowa
Trener: ---
Typ treningu: trening reiningowy
Data, czas i miejsce: 20 września 2014, 9:00-9:50, Rancho Arisha
Tego popołudnia Arishe znów miała odwiedzić Amelia, która bardzo chciała przywitać się z Tropką, jednak do jej przyjazdu miałam jeszcze trochę czasu. Dlatego, zgodnie z planem sprzed kilku dni, postanowiłam wziąć mojego wałacha na porządny, reiningowy trening; po rajdzie powinien w końcu już odpocząć, a dopóki pogoda jako-tako na sprzyjała (wprawdzie w nocy było nieco burzowo, ale słońce zdążyło już wystarczająco osuszyć plac) warto było korzystać. Wzięłam więc uwiąz i poszłam sprowadzić quartera z padoku. Przez chwilkę obserwowałam nasze kolorowe stadko: karusek, gniada kobyłka i tarantek o wzorze werniksowym... Hmm... już różnorodnie było, jednak chyba warto byłoby sprawić sobie kolejnego barwnego konika, gdy tylko ogarnę młodą oraz Doona.
Tropka, widząc, że podchodzę do ogrodzenia, natychmiast podniosła głowę, obserwując mnie uważnie, a gdy po zawołaniu Blacka ten zaczął do mnie biec, ona podążyła tuż za nim. Z niewielkim opóźnieniem, wyraźnie nie chcąc zostać sam, Doonek również ruszył za stadem. Na całe szczęście, gdy już zapięłam Blackowi uwiąz i wychodziłam z pastwiska, ani appoloosa, ani Tropka nie próbowali siłą wyjść na zewnątrz.
Nie wprowadzałam Blacka do boksu, przygotowując go do treningu tuż przed stajnią. Był dość czysty dlatego doprowadzenie jego sierści do połysku zabrało mi na prawdę mało czasu. Po szybkim założeniu owijek, osiodłaniu konia oraz założeniu na jego głowę ogłowia z czankami, wsiadłam na niego i ruszyliśmy w stronę dużej ujeżdżalni (którą wcześniej wysprzątałam z trailowych elementów). Co prawa, mogłam zacząć pracę z koniem od spotkania z ziemi, jednak uznałam, że czyszczenie powinno wystarczyć na wstęp, a chciałam na prawdę porządnie skupić się na reiningu.
Najpierw rozgrzewka - prowadziłam Blacka przez kilka minut stępa, co jakiś czas prosząc go o jakąś zmianę kierunku, bądź woltę. Po stępie powtórzyłam wszystko w kłusie. Wałach chodził z olbrzymią delikatnością i miękkością, wyćwiczoną po latach treningu oraz długotrwałej współpracy ze mną. Doskonale wiedział, jak reagowałam, dzięki czemu sam był w stanie szybko rozpoznać, o co go proszę. Po chwili kłusa dla powtórki kilkukrotnie poprosiłam go o przechodzenie z kłusa do stępa, ze stępa do kłusa, z kłusa do zatrzymania oraz z zatrzymania do kłusa... czyli generalnie - ćwiczyliśmy spowolnienia, przyśpieszenia i zatrzymania we wszystkich możliwych kombinacjach przy tych dwóch chodach.
W końcu poprosiłam Blacka o galop. Koń przeszedł w niego bardzo płynie, jakby bez najmniejszego wysiłku. Znów powtórzyłam wcześniejsze ćwiczenia: po okrążeniu w galopie ćwiczyliśmy przez chwilę zmiany kierunku, aby przejść później do przyśpieszania, spowalniania i zatrzymywania się. Wałach wykonywał moje polecenia bez najmniejszego problemu przy minimalnym użyciu wodzy, która była bezustannie na bardzo delikatnym kontakcie.
Po rozgrzewce dałam mu chwilę na odsapnięcie. Po połowie kółka w stępie rozpoczęliśmy właściwy trening. Na początku miałam zamiar poćwiczyć kilka razy lotne zmiany nogi, dlatego też po zagalopowaniu ruszyliśmy po przekątnej. Na samym jej środku wykonaliśmy wcześniej wspomniany, reiningowy element, który Black wykonał z minimalnym opóźnieniem, wyraźnie nie spodziewając się, że go o niego poproszę. Cóż, nic dziwnego, dawno nie startował i dawno nie trenował...
Z racji jego zawahania, powtórzyliśmy element jeszcze dwa razy i koń wyraźnie poprawił się, reagując na polecenie natychmiast. Pochwaliłam go za to i w ramach nagrody pozwoliłam przez chwilę iść stępem. Po jakiejś minucie postanowiłam, że teraz czas na powtórkę z cofania z siodła, dlatego najpierw wjechałam na środek ujeżdżalni, wykonując cofania ze stępa, aby po kolei przejść do kłusa, a potem do galopu. Tu Black nie miał żadnego problemu - wprawdzie podczas drugiego cofania w kłusie potknął się, co skutkowało króciutką przerwą, jednak nie była to wina jego niesubordynacji, czy niskiego poziomu wyszkolenia, dlatego byłam z wałacha na prawdę bardzo zadowolona.
Cofania z galopu poszły.. całkiem nieźle. Black bez problemu zatrzymywał się z tego chodu i nie miał nic przeciwko cofaniom, jednak miałam wrażenie, że brakuje mu tutaj trochę energii. Z tego powodu po trzech próbach poprowadziłam konia przez pół okrążenia ujeżdżalni, po czym znów wjechaliśmy na przekątną, na środku której poprosiłam go o lotną zmianę nogi. Wykonał ją poprawnie, a ja znów dałam mu chwilkę na odpoczynek.
Na sam koniec treningu postanowiłam wykonać sliding stop. Poprowadziłam więc konia przez środek ujeżdżalni i w okolicach połowy, poprosiłam go o wykonanie ćwiczenia. Wykonał je, za co znów dostał nagrodę w postaci nie przyśpieszania, a ja szybko przeanalizowałam jego wykonanie - widać było, że miał małą przerwę w treningach i startach, kilka szczegółów wymagało dopracowania, jednak jak na taką przerwę, nie było źle. Wiedząc jednak, że reining jest bardzo męczący - w końcu, większość elementów na prawdę dawała w kość mięśniom, a galop sam w sobie był wyczerpujący - postanowiłam tylko raz powtórzyć ten element. Za drugim razem ślizg był nieco dłuższy, a ustawienie konia odrobinę lepsze. Zadowolona choćby z takiej poprawy, pochwaliłam karuska, zabierając się już powoli za rozstępowanie go.
Po dziesięciu minutach ruszyliśmy w stronę stajni. Po sierści Blacka spływał pot, jednak poza tym, wałach wyglądał tak cudownie, jak zawsze - spokojny, umięśniony i gotowy do działania. Czasem żałowałam, że Esmeralda kazała go wykastrować: byłby z niego na prawdę fajny reproduktor, szczególnie z taką ilością osiągnięć na kącie! Podejrzewałam, że przekazywałby swojemu potomstwu najlepsze cechy, a tych miał całkiem sporo.
Gdy Black stał już bez siodła posiedziałam z nim przez chwilę, głaszcząc go, drapiąc i podstawiając pod nos smakołyki, aby po kilkunastu minutach zaprowadzić go znów na pastwisko. Niech odpoczywa, zasłużył!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz