Jeździec: Podkowa
Trener: ---
Typ treningu: wyjazd w teren
Data, czas i miejsce: 13 września 2014, 7:00-8:15, okolice Rancho Arisha
Całkiem niedawno wyjechała od nas na jakiś czas Tropka, a że akurat nie mamy w stajni żadnych wczasowiczów, Black został w stajni zupełnie sam. Z tego powodu jest przeze mnie strasznie rozpieszczany, a niemal codzienne wyprawy w teren sprawiają, że nie tak źle znosi samotność. Co prawda, bałam się, co będzie jeśli do zimy w stajni nie pojawi się żaden koń - w końcu Black nienawidzi stać w boksie sam - ale postanowiłam na razie się tym nie martwić.
Rankiem Black został przeze mnie nakarmiony i wyczyszczony, co przyjął z ogromną wdzięcznością, a po krótkim namyśle postanowiłam wybrać się w niedługi, samotny teren. Co prawda ranek był pochmurny i dość chłodny, a podłoże wilgotne i błotniste, ale nie padało, a to uznałam za wystarczający plus, aby dać chłopakowi trochę się poruszać.
Osiodłałam Blacka i założyłam na jego głowę brązowy kantar sznurkowy. Gdy był gotowy do jazdy, wyprowadziłam wałacha ze stajni na zewnątrz, wsiadłam na niego i... ruszyliśmy.
Pierwsze kilka minut jechaliśmy kamienistą ścieżką mijając nasze puste, zarośnięte pastwiska. Black rozglądał się co jakiś czas wokół, jednak szedł grzecznie, jak na wprawnego górala przystało. Po wjeździe do pobliskiego lasu ścieżka z kamienistej, powoli zaczęła zmieniać się w błotnistą - lepsze to, niż śliskie kamienie, czyż nie? W niektórych miejscach jednak była na tyle sucha, że nie obawiałam się, że mój mały champion poślizgnie się w kłusie, dlatego też poprosiłam Blacka o przyśpieszenie. Zareagował natychmiast, ze sporą dawką energii. Jechaliśmy tak tą błotnistą, krętą ścieżką przez około pięć-sześć minut, aby ostatecznie skręcić w ledwo widoczną dróżkę po prawej. Kazałam Blackowi zwolnić do stępa, ponieważ nie tylko była niebezpieczna na szybszy chód przez ogromną ilość krzaków wokół, ale również wspinała się dość mocno w górę. Czuła, jak grzbiet konia mocno pracuje, gdy wspina się coraz to wyżej, mimo to, wiedziałam, że dla Blacka nie jest to jakiś wielki wysiłek. Jeździmy po takich szlakach regularnie, a mój quarter ma n prawdę dobrą kondycje, szczególnie po lecie.
Po około dziesięciu minutach znaleźliśmy się na ubitym, choć dalej pełnym kałuż szlaku. Doskonale go znałam - skręcając w prawo po jakimś czasie dojeżdżało się okrężną drogą na rancho, a dzięki temu, że podłoże jest tu na prawdę sprzyjające, pozwalało na pogonienie koni nawet, gdy wokół panowała brzydka aura. Ii... tak też postanowiłam zrobić. Pozwoliłam Blackowi chwilę odsapnąć po wspinaczce, prowadząc go stępem, aby po chwili poprosić konia o kłus. Gdy jego ruch wyrównał się, przycisnęłam łydki, zachęcając wałacha do powolnego, spokojnego galopu. Nie zmieniając chodu, przebyliśmy większą połowę drogi, co zajęło nam jakieś siedem minut. Po tym czasie poczułam, że Black trochę się męczy, a jako, że miałam zamiar wziąć go później na trening nie miałam zamiaru zbyt wiele od niego teraz wymagać, także pozwoliłam mu zwolnić najpierw do kłusa, potem - do stępa.
W taki oto sposób wyjechaliśmy z lasu inną drogą, aby ujrzeć naszą stajnie oraz pensjonat. Gdy już dojechaliśmy, rozsiodłałam wałacha na zewnątrz, po obejrzeniu od razu go puszczając i pozwalając mu pochodzić luzem po terenie stajni, ja zaś poszłam odnieść jego rzeczy do siodlarni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz