WYDARZENIA: Przyjazd wał. Ratonhnhaké:ton

Autor: Podkowa
Data: 13.09.2014r

Moje popołudniowe przygotowania do treningu Blacka przerwał telefon od Elvii z WHK Homestead. Jakiś tydzień wcześniej, wiedząc, że jest na zawodach w Polsce, dzwoniłam do niej, czy przypadkiem nie ma dalej wystawionego na sprzedaż ogiera appoloosy, którego widziałam jakiś czas temu na jakimś westernowym
wydarzeniu. Okazało się, że koń na sprzedaż jest dalej, na dodatek przyjechał do Polski z nią jednak było kilka chętnych osób, które chciało go obejrzeć. Niemniej, pewne było, że koń na dniach zostanie wykastrowany, ponieważ wszyscy, którzy do WHK Homestead dzwonili, życzyli sobie wałacha, nie wyłączając mnie. Podczas rozmowy telefonicznej okazało się, że nikt do tej pory konia jednak nie kupił i spytała się, czy dalej byłabym chętna. Oczywiście, że byłam! Tarantowaty, werniksowy appoloosa idealnie wręcz nadawał się do naszego rancho.
Postanowiłam, że dam Blackowi dziś spokój - ważniejsze było, aby miał towarzysza, niż aby dzień w dzień przez kilka godzin trenował. Wypuściłam go szybko na padok, zapakowałam się do koniowozu i ruszyłam do miejsca, w którym zatrzymała się Elvia wraz z końmi.
Na miejscu szybko obejrzałam jeszcze raz konia, załatwiłam z jego poprzednią właścicielką wszystkie formalności i, śpiesząc się do domu, wpakowałam tarantowatego wałacha do przyczepy.
Jeszcze przed wyjazdem ochrzciłam konia mianem Doon - pełne, rodowodowe imię okazało się zbyt trudne, aby używać do w całości.
Drogę Doon przeżył bez większych problemów - nie słyszała, aby kopał, bądź miotał się. Wiedziałam jednak, że jest jeszcze nieco obolały po niedawnym zabiegu kastracji, dlatego nie dziwiłam się temu.
Gdy wróciłam na rancho było już ciemno. Doon wyszedł z koniowozu bez problemów, jednak był wyraźnie nieco zestresowany. Moi rodzice przygotowali już dla niego boks, w którym miał spędzić dzisiejszą noc oraz kilka kolejnych, podczas których będzie odpoczywał po zabiegu oraz aklimatyzował się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz