Jeździec: Podkowa
Trener: ---
Typ treningu: trening westernowy (z elementami barrel racingu)
Data, czas i miejsce: 26 września 2014, 8:10-9:00, Rancho Arisha
Doskonale wiedziałam, że powinnam z Mini potrenować jeszcze jakiś czas przede wszystkim z ziemi... nie chciałam jednak dopuścić też do zupełnego zaniedbania pracy z siodła, a jako, że obiecałam Amelii, że będzie mogła popracować z nią trochę w weekend, chcąc nie chcąc, musiałam sprawdzić, jak zachowa się, gdy na nią wsiądę.
Z tego powodu wkrótce po śniadaniu wypuściłam na padok wszystkie konie, poza Mini. Co prawda, pogoda nie była wcale najlepsza, jako, że podłoże było mokre, a co jakiś czas z nieba sączył się deszcz, niemniej, uznałam, że nie ma co robić przerwy w treningu koniom.
Wzięłam się za przygotowywanie Mini do pracy. Wyczyściłam ją, założyłam jej uroczy, różowy pad, który swego czasu wygrałam na zawodach, ogłowie z delikatnym wędzidłem oraz siodło, po drodze wkładając na jej nóżki ochraniacze - tak na wszelki wypadek, gdyby przypadkiem miała ochotę się pośliznąć.
Ruszyłyśmy na małą ujeżdżalnie. Wprawdzie beczki były rozluźnione na dużej, jednak chciałam zacząć od jakiś podstaw, by ogarnąć, co mała w ogóle potrafi. Miałyśmy rozłożone tam kilka drągów, które mogły pomóc nam w pracy. Wsiadłam na Mini i od razu poczułam się nieco dziwnie - nie należałam wprawdzie do wysokich osób, a moje konie raczej zaliczały się do tych niższych, jednak kucyka była zdecydowanie od nich niższa.
Poprowadziłam ja stępem wokół ujeżdżalni. Mini szła spokojnie, bez większego entuzjazmu, jednak była jak najbardziej grzeczna. Gdy jednak zaczęłam prosić ją o sporą ilość skrętów, o ile na początku reagowała bez problemów, po kilku minutach nieco się zbuntowała i robiła swoje, mając gdzieś moje delikatne sygnały. Musiałam więc je dość intensywnie wzmocnić, co zadziałało z dobrym skutkiem - pochwaliłam ją za to i gdy znów wyjechałyśmy na prostą, poprosiłam Mini o kłus. Gdy zauważyłam, że klacz się trochę rozgrzała, postanowiłam spróbować jak wykonuje podstawowe westernowe elementy.
Przejechałyśmy dwa razy w stępie przez drągi, później wykonałyśmy to samo w kłusie - nie widziałam tu większych problemów. Może Mini nie była najbardziej chętnym do pracy z siodła koniem, niemniej, wykonywała polecenia. I chody boczne oraz cofanie ze stępa nie sprawiło jej większych problemów, ale tutaj również klaczy brakowało werwy i zaangażowania, które w tak ogromnym stopniu widziałam u Tropki, czy u Blacka, który to może nie był tak ekstrawertyczny, jednak widać było za każdym razem jak bardzo się stara.
Mimo wszystko, Mini po każdej próbie była chwalona, a ja ostatecznie pozwoliłam jej na galop i... niemal od razu zrozumiałam, dlaczego jej młoda właścicielka trenowała z nią właśnie barrel... klacz natychmiast się pobudziła, próbując mi się wręcz wyszarpać i po prostu biec tak, jak jej się podoba. Prowadziłam ją w galopie przez blisko trzy koła, czekając, aż się wyżyje i uspokoi. W końcu, gdy kucyka nieco się zmęczyła, a jej krok się wyrównał, kazałam jej przejść do kłusa, a później - do stępa, chwaląc ją.
Uznałam, że rzeczywiście, mogę sprawdzić, jak będzie zachowywała się wokół beczek. Zsiadłam więc z niej i zaczęłam prowadzić na dużą ujeżdżalnie, zauważając, że jest już nieco spocona. Hmm... nie zachowywała się perfekcyjnie, jednak chyba była na tyle bezpiecznym koniem, że ze spokojnym sumieniem mogłam wsadzić na nią Amelie. W końcu może nie miała motywacji do części elementów i zdarzały jej się delikatne bunty, ale nie wariowała, jak na razie nie brykała, słuchając się mnie i reagując dość dobrze na pomoce z siodła.
Na dużej ujeżdżalni wsiadłam na nią i po połowie okrążenia w kłusie zaczęłam w tymże chodzie objeżdżać beczki dookoła. W przeciwieństwie do Doona, Mini nie próbowała wcale przyśpieszać, a chodziła grzecznie w chodzie, który jej narzuciłam, za co została pochwalona.
Poprosiłam ją o zagalopowanie i po chwili na prostej, pogoniłam ją i kazałam jechać wokół beczek. Jak na małego kucyka miała w swoich czterech literach na prawdę sporo siły, biegnąc na prawdę zaskakująco szybko. Przy tym wymijała beczki bez najmniejszego problemu, zgrabnie je wymijając i wcale przeciwko temu się nie buntując. Meh, a może jej właściciele tylko i wyłącznie za to ją chwalili, tylko to z nią ćwiczyli... i dlatego Mini nie przepada za innymi elementami? Cóż, okaże się, gdy trochę z nią popracujemy.
Zwolniłam ją do kłusa i po kilku prostych w tymże chodzie, znów powtórzyłam jazdę wokół beczek, nie przyśpieszając jej. Myślałam nad kolejnym przejazdem, jednak powoli zauważałam, że Mini skręca z coraz to większym oporem, a gdy zerknęłam na zegarek przestałam się jej dziwić - pracowałyśmy już jakieś czterdzieści minut, co było dla niej bez wątpienia wystarczającym treningiem.
Rozstępowałam ją więc i zaprowadziłam przed stajnie. Tam ściągnęłam z niej sprzęt, rzucając do na ziemie, zaś samą Mini poprowadziłam na pastwisko.
Doskonale wiedziałam, że powinnam z Mini potrenować jeszcze jakiś czas przede wszystkim z ziemi... nie chciałam jednak dopuścić też do zupełnego zaniedbania pracy z siodła, a jako, że obiecałam Amelii, że będzie mogła popracować z nią trochę w weekend, chcąc nie chcąc, musiałam sprawdzić, jak zachowa się, gdy na nią wsiądę.
Z tego powodu wkrótce po śniadaniu wypuściłam na padok wszystkie konie, poza Mini. Co prawda, pogoda nie była wcale najlepsza, jako, że podłoże było mokre, a co jakiś czas z nieba sączył się deszcz, niemniej, uznałam, że nie ma co robić przerwy w treningu koniom.
Wzięłam się za przygotowywanie Mini do pracy. Wyczyściłam ją, założyłam jej uroczy, różowy pad, który swego czasu wygrałam na zawodach, ogłowie z delikatnym wędzidłem oraz siodło, po drodze wkładając na jej nóżki ochraniacze - tak na wszelki wypadek, gdyby przypadkiem miała ochotę się pośliznąć.
Ruszyłyśmy na małą ujeżdżalnie. Wprawdzie beczki były rozluźnione na dużej, jednak chciałam zacząć od jakiś podstaw, by ogarnąć, co mała w ogóle potrafi. Miałyśmy rozłożone tam kilka drągów, które mogły pomóc nam w pracy. Wsiadłam na Mini i od razu poczułam się nieco dziwnie - nie należałam wprawdzie do wysokich osób, a moje konie raczej zaliczały się do tych niższych, jednak kucyka była zdecydowanie od nich niższa.
Poprowadziłam ja stępem wokół ujeżdżalni. Mini szła spokojnie, bez większego entuzjazmu, jednak była jak najbardziej grzeczna. Gdy jednak zaczęłam prosić ją o sporą ilość skrętów, o ile na początku reagowała bez problemów, po kilku minutach nieco się zbuntowała i robiła swoje, mając gdzieś moje delikatne sygnały. Musiałam więc je dość intensywnie wzmocnić, co zadziałało z dobrym skutkiem - pochwaliłam ją za to i gdy znów wyjechałyśmy na prostą, poprosiłam Mini o kłus. Gdy zauważyłam, że klacz się trochę rozgrzała, postanowiłam spróbować jak wykonuje podstawowe westernowe elementy.
Przejechałyśmy dwa razy w stępie przez drągi, później wykonałyśmy to samo w kłusie - nie widziałam tu większych problemów. Może Mini nie była najbardziej chętnym do pracy z siodła koniem, niemniej, wykonywała polecenia. I chody boczne oraz cofanie ze stępa nie sprawiło jej większych problemów, ale tutaj również klaczy brakowało werwy i zaangażowania, które w tak ogromnym stopniu widziałam u Tropki, czy u Blacka, który to może nie był tak ekstrawertyczny, jednak widać było za każdym razem jak bardzo się stara.
Mimo wszystko, Mini po każdej próbie była chwalona, a ja ostatecznie pozwoliłam jej na galop i... niemal od razu zrozumiałam, dlaczego jej młoda właścicielka trenowała z nią właśnie barrel... klacz natychmiast się pobudziła, próbując mi się wręcz wyszarpać i po prostu biec tak, jak jej się podoba. Prowadziłam ją w galopie przez blisko trzy koła, czekając, aż się wyżyje i uspokoi. W końcu, gdy kucyka nieco się zmęczyła, a jej krok się wyrównał, kazałam jej przejść do kłusa, a później - do stępa, chwaląc ją.
Uznałam, że rzeczywiście, mogę sprawdzić, jak będzie zachowywała się wokół beczek. Zsiadłam więc z niej i zaczęłam prowadzić na dużą ujeżdżalnie, zauważając, że jest już nieco spocona. Hmm... nie zachowywała się perfekcyjnie, jednak chyba była na tyle bezpiecznym koniem, że ze spokojnym sumieniem mogłam wsadzić na nią Amelie. W końcu może nie miała motywacji do części elementów i zdarzały jej się delikatne bunty, ale nie wariowała, jak na razie nie brykała, słuchając się mnie i reagując dość dobrze na pomoce z siodła.
Na dużej ujeżdżalni wsiadłam na nią i po połowie okrążenia w kłusie zaczęłam w tymże chodzie objeżdżać beczki dookoła. W przeciwieństwie do Doona, Mini nie próbowała wcale przyśpieszać, a chodziła grzecznie w chodzie, który jej narzuciłam, za co została pochwalona.
Poprosiłam ją o zagalopowanie i po chwili na prostej, pogoniłam ją i kazałam jechać wokół beczek. Jak na małego kucyka miała w swoich czterech literach na prawdę sporo siły, biegnąc na prawdę zaskakująco szybko. Przy tym wymijała beczki bez najmniejszego problemu, zgrabnie je wymijając i wcale przeciwko temu się nie buntując. Meh, a może jej właściciele tylko i wyłącznie za to ją chwalili, tylko to z nią ćwiczyli... i dlatego Mini nie przepada za innymi elementami? Cóż, okaże się, gdy trochę z nią popracujemy.
Zwolniłam ją do kłusa i po kilku prostych w tymże chodzie, znów powtórzyłam jazdę wokół beczek, nie przyśpieszając jej. Myślałam nad kolejnym przejazdem, jednak powoli zauważałam, że Mini skręca z coraz to większym oporem, a gdy zerknęłam na zegarek przestałam się jej dziwić - pracowałyśmy już jakieś czterdzieści minut, co było dla niej bez wątpienia wystarczającym treningiem.
Rozstępowałam ją więc i zaprowadziłam przed stajnie. Tam ściągnęłam z niej sprzęt, rzucając do na ziemie, zaś samą Mini poprowadziłam na pastwisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz