Jeździec: ---
Trener: Podkowa
Typ treningu: praca z ziemi
Data, czas i miejsce: 24 września 2014, 7:50-8:30 Rancho Arisha
Pogoda od wczoraj znacznie się poprawiła. Niebo może nie było czyściutkie, niemniej, co jakiś czas słońce pokazywało się zza chmur. Dlatego też zaraz po śniadaniu postanowiłam sprawdzić, jak Mini spisze się, pracując z ziemi. Gdy weszłam do jej boksu, spojrzała na mnie obojętnie, przeżuwając siano. Była jednak zupełnie rozluźniona - wczoraj widziałam u niej oznaki napięcia, gdy badała nowe miejsce, jednak dziś wydała się jako-tako zaaklimatyzować. Szybko wzięłam szczotki i wyczyściłam jej sierść oraz wyczesałam grzywę z ogonem, zauważając, że są na prawdę zadbane. Nic dziwnego, do niedawna była pupilkiem jednej osoby.
Podczas niedługiej pielęgnacji Mini stała bardzo spokojnie, poza chwilą, gdy wyraźnie chciała postawić na swoim i nie dać mi kopyta, jednak po chwili mojej cierpliwości, grzecznie je podniosła. W końcu mogłam pójść po lonże oraz - na wszelki wypadek - bat i ruszyłyśmy razem na roundpen.
Gdy już się na nim znalazłyśmy od razu odpięłam Mini lonże. Przez chwilę spoglądała na mnie nieco zdziwiona, jednak po paru sekundach zorientowała się, co zrobiłam. Ruszyła rok do przodu i zaczęła chodzić po całym roundpenie. Pozwoliłam jej przez chwilę go pooglądać i gdy zauważyłam, że Mini zaczyna się powoli nudzić, wykorzystując bat oraz lonże do pomocy zachęciłam ją do chodzenia stępem wokół mnie. Widziałam doskonale, że klacz jest zdezorientowana i nie za bardzo wie, o co mi chodzi przez co natychmiast stała się strasznie spięta. Z tego powodu chodziła w koło przez dość długi czas, aż ostatecznie rozluźniła się na tyle, bym mogła pozwolić jej na chwilę swobody w ramach nagrody.
Po jakimś czasie, gdy klacz przemyślała to, o co chwilę wcześniej ją prosiłam, znów wydawałam jej polecenie do podążania wokół ścianki roudnpena. Znów ją nieco zaskoczyłam, jednak nie była już tak spięta i szła żwawym stępem wokół ujeżdżalni. Nie minęła chwila, a zauważyłam, że zaczyna nawet coś kombinować, mimo delikatnego spięcia, które dalej było u niej widoczne. Nie pozwoliłam jej jednak na zbytnie kombinowanie.
Następnie zatrzymałam Mini i zapięłam do jej kantara lonże, głaszcząc ją, co kucyka przyjęła z wdzięcznością. Zastanawiałam się, co mogę z nią zrobić, tak, aby nie wprowadzać zbyt wielu rzeczy na raz, jednak aby przy tym zrobić coś konkretnego... Postanowiłam, że spróbuję poprowadzić ją przez chwilę kłusem, tym razem na lonży właśnie, aby łatwiej było mi ja kontrolować. Spróbowałyśmy więc. Mini miała mały problem z przyśpieszeniem, jednak po kilku zachętach ruszyła kłusem, za co została oczywiście nagrodzona. Jak i wcześniej, i to zadanie wzbudzało w niej pewną ciekawość, ale sprawiało również, że automatycznie stawała się spięta... Ech, trzeba z nią na prawdę sporo popracować! Poprzedni właściciele Mini na prawdę zaniedbali pracę z ziemi...
Minęło kilka minut w kłusie i klacz rozluźniła się, wiec postanowiłam chwilę poćwiczyć przechodzenie ze stępa do kłusa i z kłusa do stępa, co ćwiczyłyśmy przez kolejne piętnaście minut - doskonale widziałam, że kucyka wcale się tym nie nudzi, a miała spore problemy ze zorientowaniem się, czego w ogóle od niej chce, dlatego w żadnym razie nie ćwiczyłyśmy tego zbyt długo.
Ostatecznie rozstępowałam ją, jako-tako zadowolona z tej sesji - wiedziałam, na czym stałam i nieco bardziej poznałam Mini. Mimo, że nie było wcale gorąco i nie robiłyśmy nic wymagającego większej ilości energii, klacz była cała oblana potem. Nie wątpiłam więc, że ten trening był dla niej na prawdę bardzo trudny... Ech... Miły z niej konik. Dobrze, że trafiła do nas...
Po kilku minutach trafiła na pastwisko do swoich większych kolegów i koleżanki.
Gdy już się na nim znalazłyśmy od razu odpięłam Mini lonże. Przez chwilę spoglądała na mnie nieco zdziwiona, jednak po paru sekundach zorientowała się, co zrobiłam. Ruszyła rok do przodu i zaczęła chodzić po całym roundpenie. Pozwoliłam jej przez chwilę go pooglądać i gdy zauważyłam, że Mini zaczyna się powoli nudzić, wykorzystując bat oraz lonże do pomocy zachęciłam ją do chodzenia stępem wokół mnie. Widziałam doskonale, że klacz jest zdezorientowana i nie za bardzo wie, o co mi chodzi przez co natychmiast stała się strasznie spięta. Z tego powodu chodziła w koło przez dość długi czas, aż ostatecznie rozluźniła się na tyle, bym mogła pozwolić jej na chwilę swobody w ramach nagrody.
Po jakimś czasie, gdy klacz przemyślała to, o co chwilę wcześniej ją prosiłam, znów wydawałam jej polecenie do podążania wokół ścianki roudnpena. Znów ją nieco zaskoczyłam, jednak nie była już tak spięta i szła żwawym stępem wokół ujeżdżalni. Nie minęła chwila, a zauważyłam, że zaczyna nawet coś kombinować, mimo delikatnego spięcia, które dalej było u niej widoczne. Nie pozwoliłam jej jednak na zbytnie kombinowanie.
Następnie zatrzymałam Mini i zapięłam do jej kantara lonże, głaszcząc ją, co kucyka przyjęła z wdzięcznością. Zastanawiałam się, co mogę z nią zrobić, tak, aby nie wprowadzać zbyt wielu rzeczy na raz, jednak aby przy tym zrobić coś konkretnego... Postanowiłam, że spróbuję poprowadzić ją przez chwilę kłusem, tym razem na lonży właśnie, aby łatwiej było mi ja kontrolować. Spróbowałyśmy więc. Mini miała mały problem z przyśpieszeniem, jednak po kilku zachętach ruszyła kłusem, za co została oczywiście nagrodzona. Jak i wcześniej, i to zadanie wzbudzało w niej pewną ciekawość, ale sprawiało również, że automatycznie stawała się spięta... Ech, trzeba z nią na prawdę sporo popracować! Poprzedni właściciele Mini na prawdę zaniedbali pracę z ziemi...
Minęło kilka minut w kłusie i klacz rozluźniła się, wiec postanowiłam chwilę poćwiczyć przechodzenie ze stępa do kłusa i z kłusa do stępa, co ćwiczyłyśmy przez kolejne piętnaście minut - doskonale widziałam, że kucyka wcale się tym nie nudzi, a miała spore problemy ze zorientowaniem się, czego w ogóle od niej chce, dlatego w żadnym razie nie ćwiczyłyśmy tego zbyt długo.
Ostatecznie rozstępowałam ją, jako-tako zadowolona z tej sesji - wiedziałam, na czym stałam i nieco bardziej poznałam Mini. Mimo, że nie było wcale gorąco i nie robiłyśmy nic wymagającego większej ilości energii, klacz była cała oblana potem. Nie wątpiłam więc, że ten trening był dla niej na prawdę bardzo trudny... Ech... Miły z niej konik. Dobrze, że trafiła do nas...
Po kilku minutach trafiła na pastwisko do swoich większych kolegów i koleżanki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz