Trener: Jasminover
Jeźdźcy: Jasminover na wał.Strawberry Chocolate i Podkowa na wał.Blackberry
Data, godzina i miejsce: 4.11.2011r, około 10:00, WSKS Trax
Pogoda i miejsce treningu: chłodny, rześki poranek, pobliski las i jezioro
- Wstawaj, wstawaj! – usłyszałam. Rozpoznałam głos Podkowy. No nie… Czemu budziła mnie z samego rana. Ale cóż. Byłam bardzo grzeczna więc i tym razem posłuchałam się przyjaciółki.
- Co chcesz? – zapytałam najmilszym głosem, który mogłam wydusić z siebie o tej porze.
- Chodź… Mam ochotę na teren… Pojedź ze mną. – poprosiła ładnie. Zgodziłam się. Gdy wyszłam z łóżka, zadowolona Podkowa pobiegła do kuchni, zjeść coś na śniadanie. Spojrzałam na zegarek. Ósma trzydzieści. Zapowiadał się ciężki dzień. Szybko się ubrałam i ogarnęłam włosy i zeszłam do kuchni. Gdy weszłam, pani Zosia akurat stawiała na stół świeże bułeczki. Mniam. Gdy już zjadłyśmy śniadanie, poszłyśmy z Podkową do stajni, czyścić nasze rumaki. Podkowa postanowiła wziąć Blackberry’ego, więc ja też pozostałam w konwencji wałachów i wzięłam Strawberry’ego. Jako, że ich boksy znajdowały się niedaleko siebie, mogłyśmy bez przeszkód rozmawiać, czyszcząc nasze konie. Gdy już obie byłyśmy gotowe, wsiadłyśmy i stępem, obok siebie ruszyłyśmy w stronę bramy. Lubiłam jeździć na Strawie. Był taaaaaki duży i zawsze patrzyłam na innych z góry. Wałaszki bardzo dobrze się dogadywały więc bez problemu szły blisko siebie. Gdy wyjechałyśmy za bramę, skręciłyśmy w kierunku jeziora. O tej porze dnia nigdy nie było tam tłumów, także było to idealne miejsce na tereny. Stępowałyśmy tak spokojnie, gdy nagle Blackberry nadepnął na jakąś gałąź i wokoło rozległo się „trzask”. Na ten dźwięk Straw się spłoszył i ruszył ze mną na grzbiecie galopem nie patrząc gdzie. Na szczęście po kilku krokach udało mi się go uspokoić i przeszliśmy do stępa. Podkowa dojechała do mnie kłusem i jak mnie wyprzedziła, ja też ruszyłam. Black szedł spokojnie, troszeczkę zbyt wolno, ale emanował od niego spokój. Nie interesował się tym co się dzieje w około. Natomiast Straw cały czas się rozglądał. Na każdy najmniejszy szmer stawiał wysoko głowę i zwalniał krok. Nagle jakiś ptak przeleciał nisko nad nami. Straw spłoszył się go i ruszył galopem prosto w Blacka. Black, widząc pędzącego ogrmnego konia, też przyśpieszył chód. Jak udało nam się przejść z powrotem do kłusa, doszłyśmy do wniosku, że już czas na galop. Podkowa zagalopowała pierwsza, a ja za nią. Strawberry wreszcie przestał interesować się otoczeniem i zaczął spokojnie biec. Poczułam jak jego mięsnie się rozluźniają i jak opuszcza głowę do dołu. Poklepałam go i przeszłam do półsiadu. Wtedy Podkowa krzyknęła, że zbliżamy się do przewróconego drzewa. Ona przeszła do kłusa i objechała je dookoła, ale ja postanowiłam skoczyć. Wałaszek bardzo się ucieszył z powodu przeszkody i odbił się trochę zbyt wcześnie, co dało ogromny skok, przez stosunkowo niskie drzewo. Poklepałam go i przeszłam do kłusa. Pozwoliłam Podkowie nas wyprzedzić i znów zagalopowałam za nią. Gdy już zarówno Black jak i Straw byli spoceni, przeszłyśmy do stępa. Nad jeziorem było wyjątkowo pięknie. Stępowałyśmy nad nim chwilę, jadąc obok siebie i rozmawiając. Oba konie zostały nagrodzone długą wodzą. Gdy doszłyśmy do wniosku, że czas już wracać, ruszyłyśmy kłusem w stronę stajni. Black szedł jak zwykle spokojnie, a Straw był bardzo rozluźniony po galopie i dlatego też nie przejmował się tym co się dzieje wokoło niego. Gdy stajnia pojawiła nam się na horyzoncie, przeszłyśmy do stępa. Gdy już dojechałyśmy, rozebrałyśmy konie i wypuściłyśmy nasze rumaki na padok. Popatrzyłam na zegarek. Dopiero dziesięć po dziesiątej. Dzisiaj zdążę wytrenować wszystkie konie. ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz