Data & godzina: 11.02.2011, godz. 13.15-14.30
Rodzaj treningu: trening reiningowy
Pogoda: pochmurno, pada deszcz, temperatua plusowa
Miejsce: kryta hala, WHK Assasin
Z nieba, na ziemię leciały duże krople wody, które rozbijając się o ziemie wydawały przyjemny dla ucha, uspokajający dźwięk. Uwielbiam deszcz. Ale tylko gdy siedzę w suchym domu! Moje lenistwo sprawiło, że w taką pogodę musiałam potrenować mojego Blacka, który potrzebował treningu niczym ryba wody. Taak, idąc w deszczu wszystko kojarzy sie z wodą…
Obok mnie szedł Kary, prowadziłam go w stronę stajni. By przejść przez deszcz jak najszybciej, ja biegłam, a koń kłusował obok mojego boku.
Gd w końcu dotarliśmy do stajni klaczy szybko wepchnęłam go do boksu i przyjrzałam mu się. Black był cały z błota… Oczywiście, nie spodziewałam się niczego innego. Szybko skoczyłam do siodlarni i zabrałam się za czyszczenia Blacka. Błoto ciężko było ściągnąć, więc pomagałam sobie ręcznikami i słomą w boksie (jakoś nie przeszło mi przez myśl, by umyć konia…). W końcu Black wyglądał jako tako, więc przyniosłam siodło i ogłowie westernowe (z wędzidłem) na którym dziś miałam zamiar pracować. Wałach wyraźnie dał mi do zrozumienia, że to ogłowie mu nie odpowiada, jednak nie sprawiał większych oporów. Wyprowadziłam go z boksu. Nie miałam jakoś ochoty na chodzenie pieszo, więc wdrapałam się na jego grzbiet i najpierw stępem, potem lekkim kłusem pojechałam na nim na hale.
***
Na hali od razu zaczęłam rozgrzewać konia. Najpierw stęp wokoło bandy wraz z przyciąganiem szyi do moich nóg, najpierw po prawej, potem zmiana kierunku i po lewej. Konia trochę irytował metal w pysku, niemniej koń reagował szybciej niż zazwyczaj, a ja starałam się ułatwić mu jazdę prowadząc go na jak najdłuższych wodzach. Dość szybko przeszłam z nim do skrętów i cofań po czym przeszłam do kłusa, poganiając konia łydką.
By odciążyć nie tylko konia, ale również i siebie samą anglezowałam w rytm jego kroków. Powtórzyłam to, co robiłam w stępie – rozciąganie w jedną i drugą stronę, skręty i cofania. Black oczywiście cały czas świetnie trzymał głowę, szybko wykonując moje polecenia. Pochwaliłam go za to.
W końcu popędziłam go do galopu. Koń zareagował za pierwszym razem, jednak z pewnym opóźnieniem. Od razu sobie zanotowałam, że musze to z nim jeszcze poćwiczyć (wiedziałam o tym już wcześniej, no ale…).
Najpierw robiłam z nim kilka kół wokoło bandy, po czym zaczęłam powoli je zmniejszać. Tym były mniejsze, tym Black wolniej jechał, jednak ani razu nie próbował zwolnić do kłusu. Po ostatnim, bardzo niewielkim kole pozwoliłam mu wjechać na bandę i poprowadziłam go wzdłuż niej przez jedno okrążenie, pozwalając rozluźnić mięśnie. Znowu wyjechałam na środek ujeżdżalni, tym razem robiąc cofania. Zawsze uważałam to za świetny trening równowagi. Koń musi przecież nagle się zatrzymać i od razu zacząć cofać! Black oczywiście miał to juz wyćwiczone, więc bez większego wysiłku zatrzymywał się i cofał się o kilka metrów. Zauważyłam, że nie ma u niego problemów do zagalopowania z cofania.
W końcu nadszedł czas zacząć prawdziwy trening! Pozwoliłam koniu przez chwilę stępować, po czym popędziłam go do kłusa i do galopu. Koń był pełen energii i już się trochę rozjeździł, więc nie miał z tym problemów. Powtórzyłam to kilka razy. Na drugim powtórzeniem miał pewien problem, zawahał się, jednak koleje kilka odbyło się bez problemów. Potem zaczęłam ćwiczyć z nim to samo, z tym, że koń miał zagalopować ze stępa. Robił większe problemy – co chwila się wahał. Za każdym razem jednak gdy dobrze wykonał polecenie chwaliłam go dzięki czemu w końcu Black posłuchał i kilka razy pod rząd wykonał ćwiczenie poprawnie.
Zadowolona z jego postępów pochwaliłam Blacka i przeszłam do czegoś innego, mianowicie do wykonywania lotnej zmiany nogi w galopie. Ogólnie koń dawał sobie radę z wykonaniem tego na czas coraz lepiej, niemniej tak jak i zagalopowanie wymagało to jeszcze trochę pracy. Poprowadziłam go dwukrotnie galopem po ósemce, po całej, dość dużej hali. Kolejną zmniejszyłam do połowy długości, za czwartym razem każąc wykonać mu lotną. Spóźnił się. Wykonał ćwiczenie w opóźnieniem. Nie zganiłam go, jednak jeszcze raz poprowadziłam go na ósemkę. Tym razem wykonał to bez problemu, za to żywiołowo go pochwaliłam.
- Pięknie! Wspaniale! – mówiłam, głaszcząc Blacka po jego czarnej szyi.
Powtarzając to kilkukrotnie, z tym samym wynikiem stwierdziłam, że czas na coś trudniejszego. Bo przecież on już wiedział, co się ma wydarzyć! Przez kilka minut robiłam z nim na środku ujeżdżalni cofania o 1,5 i 4 metry. Koń wykonywał to dość ładnie, za każmy razem płynnie przechodząc do cofania, jak i do galopu. W końcu poprowadziłam go na sam środek hali, nie robiąc ósemki każąc mu wykonać lotną. Tym razem zareagował dostatecznie szybko, za co znowu go pochwaliłam.
Postanowiłam, że koń, za dobre sprawowanie zasłużył sobie, by nieco wcześniej skończyć wysiłek. Pozwoliłam mu zwolnić do kłusa i po jednym okrążeniu wokoło bandy znowu pociągnęłam za wodze prosząc wałacha o przejście to stępa. Prowadziłam go stępem przez kilkanaście minut po czym wyjechałam z nim do stajni.
***
W stajni szybko zdjęłam z Blacka sprzęt po czym zaniosłam do do siodlarni. Koń był spocony, więc przetarłam go słomą. Nie mogąc wyprowadzić mokrego konia na padok w taką pogodę siedziałam z nim w boksie, głaszcząc go po szyi. Zauważyłam, że koń przez ten ponad miesiąc najwyraźniej mnie polubił i w miarę zaufał mi. Stał w boksie z wdzięcznością przyjmując pieszczoty.
W końcu Black wysechł, więc założyłam mu uwiąz i niechętnie wyszłam z nim ze stajni na deszcz, prowadząc go na pastwisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz