TRENING: wał. Blackberry [2]

Trener: Podkowa
Data & godzina: 08.01.2011, godz. 15.00 – 16.30
Rodzaj treningu: jazda w stylu western z elementami westarnu.
Pogoda: pochmurno, śnieg się topi, więc wszęcie pełno błota. Temp. plusowa
Miejsce: WHK Assasin


Miałam wielką ochotę na pracę w Kolorką, jednak nie mogłam całkiem zaniedbać Blacka. Już od ponad tygodnia na niego nie wsiadałam, a te godzinne wypady w teren z pracownikami bez wątpienia mu nie wystarczały.
Podeszłam na padok i zawołałam wałacha. Ciągle stał na padoku obok Kolorki – wczoraj przez godzinę stali razem, już było między nimi w miarę dobrze, jednak wolałam przechodzić do tego powoli. Black sam do mnie podszedł. Przyzwyczaił się już, że zbieram go z padoku. Założyłam mu kantar i zaprowadziłam do stajni dla klaczy (obecnie, by nie stał tam sam, mieszkał w tej stajni). Sprzęt miałam już przygotowany, więc tylko wstawiłam konia do boksu i zaczęłam go czyścić.
Black stał spokojnie, prawie się nie ruszał. Nie przeszkadzało mi to – przyzwyczaiłam się, że moje konie są spokojne. Ponieważ na dworze było pełno błota był bardzo brudny i doprowadzenie do normalnego stanu trochę mi zajęło. W końcu jednak stwierdziłam, że nie wygląda tak tragicznie i założyłam mu siodło, po czym okiełznałam go. Założyłam mu hackmore, by się nie denerwował z powodu wędzidła (szczerze zaczęłam się zastanawiać, czy nie pracować na takim ogłowiu z Kolorką w stylu klasycznym….). Chwyciłam wodze i zaprowadziłam konia na krytą halę.

***


Na krytej hali pogłaskałam Blacka między oczami i wsiadłam na niego.
- Ok, młody! Bierzemy się do roboty! – powiedziałam żywiołowo.
Wałach stał spokojnie. Dałam mu łydkę. Przez chwilę stał nieruchomo. Cmoknęłam. Karusek niechętnie ruszył. Oj, rozleniwił mi się koń przez ten czas… Poprowadziłam go przez kilka okrążeń stępem, co chwila go poganiając. Przy tym rozciągałam mu szyję, co wałach wykonywał nader niedokładnie, ot tak, od niechcenia. Potem kazałam mu przejść do kłusa. Wałach nie miał na to najmniejszej ochoty. Zaczął stępować tak szybko, iż myślałam, że przegoni cwałującego wyścigowca… No dobra, bez przesady, ale kłusującego konia by przegonił.
Po pewnym czasie udało mi się skusić do kłusu. I tak co chwila go poganiałam, ponieważ Black starał się zwolnić do stępa. Gdy w końcu zrozumiał, że nie dam za wygraną uspokoił się i mogłam zacząć dalszą część rozgrzewki. Ten koń miał totalnego lenia!
Zaczęłam rozciągać mu szyję, tak jak poprzednio, w stępie. Znowu robił to samo. Starając się go rozbudzić zaczęłam robić też skręty, cofania, koła. Nic nie pomagało. Jechałam tak z nim przez około 25 minut (czy tu, w Assasinie rozgrzewka może być krótka? Nie, chyba nie…), po czym chciałam, by przeszedł go galopu.
Poprowadziłam go na prostą i dałam znak do kłusa. Koń najpierw poszedł stępem, a potem zakłusował, ale nic sobie z tego nie zrobiłam. Potem dałam mu znak do galopu. Łydką, ręką, nawet zacmokałam. Nic nie pomogło, więc zebrałam wodze w rękę i lekko, tylko po to, by koń zorientował się o co chodzi uderzyłam go tym po zadzie. Dało efekt. Koń zagalopował. Chcąc wynagrodzić mu to, co przed chwilą zrobiłam pochwaliłam go delikatnie klepiąc po szyi. Miałam wrażenie, że Black ożywił się. Pozwoliłam mu galopować z dwa kółka po czym przeszłam do pracy.
Przez chwilę rozciąganie szyi w obie strony, trochę zwrotów i kół reniningowych. Nie trwało to zbyt długo, jednak teraz koń zrobił się dość ożywiony.
Gdy rozgrzewka była juz wykonana postanowiłam popracować nad rzeczą, z którą Black od zawsze miał problemy – zagalopowaniem. Wiem, że ten problem trzymał się z nim od dawna i dlatego stwierdziłam, że najwyższy czas z nim skończyć.
Kazałam Blackowi stanąć, po czym popędziłam go do kłusa. Koń przez chwilę kłusował, gdy ja kazałam mu zagalopować. Dałam mu dość wyraźnie do zrozumienia, że chce, by to zrobił – cmokanie, wodze luźne, przesunięte do przodu, mocna łydka. Wałach znaczni przyśpieszył, ale nie zagalopował, czego efektem było, że jeszcze bardziej zaczęło mnie wyrzucać w górę (przez co zaczęłam anglezować…).
Zatrzymałam go i powtórzyłam to co poprzednio. Nie miałam zamiaru go ganić, bądź znów używać wodzy. Wiedziałam, że to na niego dobrze nie wpłynie. Pomimo starań, z prób zagalopowania znowu nic nie wyszło. Dopiero za trzecim razem koń po krótkim wahaniu zagalopował. Pochwaliłam go za to i po kółku galopu pozwoliłam zwolnić do stępa, w ramach nagrody.
Po kilku minutach znów próba zagalopowania. Niestety, kary nie zrozumiał czego od niego chce i znowu tylko kłusował. Pokręciłam głową, odczekałam chwilkę, prowadząc go w stępie, po czym znów spróbowałam zagalopować. Tym razem się udało. Po chwili Black galopował. Znów żywiołowo go pochwaliłam i po kółku pozwoliłam pochodzić stępem.
Robiliśmy to aż do godziny 16.20. W końcu koń mniej więcej załapał o co chodzi z tym zagalopowaniem i galopował niemal zawsze. Wiedziałam, że trzeba będzie to jeszcze poćwiczyć i utrwalić na następnym treningu, jednak była już widoczna poprawa. Miałam nadzieję, że zapamięta z tej lekcji dość dużo.
Kazałam mu iść stępem przez następne dziesięć minut, po czym poklepałam go raz jeszcze, zatrzymałam, zsiadłam i zaczęłam prowadzić do stajni.


***


Droga do stajni upłynęła spokojnie. Chodź trening nie należał do najcięższych bez wątpienia dawał koniu wiele do myślenia. Gdy byliśmy już w stajni ściągnęłam mu siodło i ogłowie. Sprawdziłam stan nóg. Koń nie był zbyt spocony, więc nawet tym się nie przejęłam. Odniosłam sprzęt do siodlarni i natychmiast poszłam na padok po Kolorkę – zbliżała się pora sprowadzania koni do boksów, więc nie było najmniejszego sensu w prowadzeniu Blacka na padok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz