TRENING: Praca z ziemi (zajeżdżanie) z kl. Outlaw Run

Koń: Outlaw Run
Trener: Podkowa
Typ treningu: praca z ziemi
Data, czas i miejsce: 5 sierpnia 2017, g. 6:10-7:00

Upały były bezduszne. Nawet tu, w samym środku polskich gór. Przez to, czy mi się to podobało, czy nie, konie musiałam trenować z rana. Mimo, że była dopiero szósta, ja właśnie przygotowywałam Ronni do pracy. Miałyśmy się spotkać na chwilę, trochę pobawić i oswoić z siodłem, które już czekało na jednej z ujeżdżalni.
Szybko ją wyczyściłam, uważnie oglądając nogi młodej. Założyłam jak kawecan, wzięłam lonże i bacik, po czym ruszyłam z nią na plac. Kasztanka szła spokojnie aż przez połowę drogi, po czym stanęła i uznała, że ona dalej nie ma zamiaru iść.
– Ej no młoda, ruchy.
Dałam jej sygnał do ruszenia, który zupełnie zignorowała, dlatego wzdychając, lekko dotknęłam jej zadu batem. To wystarczyło, by Ronni się opamiętała i grzecznie ruszyła.
– No, dobry konik.
Na ujeżdżalni od razu kazałam jej iść w stępie. Prowadziłam ją przez chwilę, bezustannie zmieniając swoje położenie. Najpierw szła wokół mnie, chwilę później – po półkolu, a następnie prosto, obok mnie. Poprowadziłam ją na trzy drągi rozłożone na stępa, które klacz bez problemu pokonała. Gdzieś w połowie tych ćwiczeń Ronni grzecznie opuściła pysk, nieal dotykając nosem ziemi.
W międzyczasie zauważyłam, że przygląda się nam Smok. Pies leżał z boku ujeżdżalni, machając ogonem, wyraźnie czekając, aż zwrócę na niego uwagę. Ech...potem. Choć potem będzie gorąco, na co pewnie pies zareaguje zupełnym olaniem świata. Zobaczymy, co potem z nim wymyślę. Na razie musiałam skupić się na quarterce.
Poprosiłam klacz o kłus. Przez moment oponowała, jakby próbując mnie sprawdzić, jednak gdy zobaczyła, że nie odpuszczam, ruszyła żwawym, rytmicznym krokiem. Na moment uniosła też głowę, by się rozejrzeć, poczym znów ją opuściła.
Powtórzyłyśmy dokładnie do samo, co w stępie, by rozgrzać jej mięśnie, po czym kazałam jej na moment przejść do stępa. Po paru krokach znów poprosiłam o przyśpieszenie, by po raz kolejny kazać jej zwolnić i następnie zatrzymać ją zupełnie. Poprosiłam ją o cofanie, które klacz, już zupełnie skupiona na mnie, wykonała bez problemu. Pochwaliłam ją za to i przyprowadziłam do ogrodzenia, na którym czekało na nas siodło.
Osiodłałam Ronni, która w żadnym razie na to nie narzekała, grzecznie przyjmując siodło. Gdy ruszyła, przez chwilę była nieco spięta, jednak gdy dwa razy mnie okrążyła znów szła z opuszczoną głową.
Powtórzyłyśmy właściwie to samo, co bez siodła. I tym razem obyło się bez większych problemów. Chwilę dłużej ćwiczyłyśmy przejścia ze stępa do kłusa i z kłusa do stępa, bo te szły jej nieco bardziej opornie, jednak poza tym Ronni nie sprawiała żadnych większych problemów. Miała zdecydowanie dobry nastrój.
Następnie znów zrobiłyśmy jedno cofanie. Pochwaliłam ją za nie i przeprowadziłam klacz przez stojący obok mostek. Za pierwszym razem okazała delikatną nerwowość, za drugim jednak szła ze spokojnie opuszczonym łbem.
Pochwaliłam ją i nie chcąc przedłużać naszego spotkania, ruszyłam w stronę stajni.
Smok, cały czas czający się niedaleko, ruszył za nami, radośnie podszczekując: chyba zauważył jakiegoś owada i uznał, że spróbuje go złapać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz