TRENING: Trening trailowy z wał. Arrete's Trouble

Koń:  Arrete's Trouble
Jeździec i trener: Podkowa
Typ treningu: trening trailowy
Data, czas i miejsce: 14 czerwca 2017, g. 7:50-8:30, Rancho Arisha

Postanowiłam wziąć Arte na mały trening. Nie było jeszcze ósmej, konie pół godziny temu zjadły śniadanie: ja nie zjadłam nic. Żołądek miałam cały czas zaciśnięty po rozmowie z Szymkiem. Miałam nadzieję, że odrobina ruchu to zmieni.
Wypuściłam resztę kopytnych. Arte stał spokojnie w boksie, przeżuwając siano. Nie czekając na nic, przyniosłam z siodlarni szczotki oraz jego sprzęt i zabrałam się za niego. Zauważyłam, że musiałabym przepleść jego grzywę. Ech, po treningu... a jak nie po treningu to po tym, jak zjem śniadanie: chwila w boksie mu nie zaszkodzi.
Gdy był gotowy, wzięłam go na większą ujeżdżalnie, nieźle usyfioną przez poprzednie treningi. Wszędzie walały się drągi, opony i kładki. Cóż... tak to się kończy, gdy co chwilę dokładam coś nowego, a potem nie chce mi się tego sprzątać. Potem to ogarnę... potem.
Wsiadłam na haflingera i poprowadziłam go wokół ujeżdżalni w stępie. Początkowo miałam go na luźnej wodzy, bo akurat ktoś do mnie zadzwonił; po szybkiej rozmowie jednak zebrałam nieco wodzę i kazałam mu wyciągnąć stęp.
Po kilku krokach dałam mu sygnał do kłusa. Arte wykonał polecenie z drobnym opóźnieniem. Szedł chętnie, żwawo. Po połowie okrążenia kazałam mu wyciągnąć chód; zrobił to bez ogródek. Gdy już trochę się rozgrzał, kazałam mu trochę zwolnić tępo i prowadziłam go wokół rozłożonych wszędzie po ujeżdżalni przeszkód. Nie miał problemów ze skrętami.
Po powrocie na ścieżkę wokół ujeżdżalni po chwili poprosiłam go o galop, co Arte także wykonał bez problemu. Bo chwili na rozgrzanie mięśni pozwoliłam mu przejść do stępa i pogłaskałam go po szyi.
Odetchnął trochę, dlatego zabrałam się do porządnego treningu. Zaczęliśmy od chodów bocznych na drągach. Najpierw podjechałam do nich w stępie z jednej strony, a gdy Arte nie miał problemów z tym elementem powtórzyłam je od drugiej. Pochwaliłam go za go.
Po chwili przerwy popracowaliśmy nad przejściami step-kłus, a potem kłus-zatrzymanie; początkowo chłopak trochę nie ogarniał, co się dzieje, ale gdy już załapał, nie sprawiało mu to problemów. Dlatego poprowadziłam go w kłusie aż do drąga, przy którym robiliśmy wcześniej chody boczne, zatrzymałam go z prawej strony i poprosiłam go o krok w bok: znów wyszło bez problemów.
Niestety, to samo z lewej strony nie było dla niego aż tak oczywiste: najpierw miał problem z zatrzymaniem się, a potem niezwykle długi myślał nad pójściem w bok. Przy powtórce było nieco lepiej, ale dopiero przy trzecim podejściu uzyskałam taki efekt, jaki chciałam.
W ramach pochwały Arte dostał pełne koło w stępie na luźnej wodzy.
Uznałam, że poprowadzę go sobie przez mostek, a gdy Arte przeszedł go bez problemu został pogłaskany i popędzony do kłusa. Najechałam na drągi, które pokonał bez problemu, a potem zatrzymałam go przy drągach ustawionych na cofanie. Haflinger cofnął może niezbyt dokładnie i niezbyt energicznie, ale grzecznie wykonał polecenie, za co został pochwalony.
Nie mając większego pomysłu na dalszą część treningu poprowadziłam do przez chwilę w kłusie po ujeżdżalni pilnując tępa. Gdy zauważyłam, że Arte ma dość, rozstępowałam go i zaprowadziłam do stajni.
Po rozsiodłaniu go poszłam coś zjeść, planując potem wrócić do konia i ogarnąć jego grzywę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz