DZIENNIK: 14 czerwca 2017

Dziennik: 14 czerwca 2017, ok. 16:00-17:00

Po treningu z naszym dzieciakiem wróciłam na chwilę do domu. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam w naszej jadalni, czekając na Szymka. Liczyłam, że gdy się pojawi, wybierzemy się razem w teren. Otwarłam więc laptopa, przeglądając sobie grzecznie w sieć i tak się zagapiłam, że nie usłyszałam nawet otwieranych drzwi. Zauważyłam Szymka dopiero, gdy ten przywitał się ze mną.
Aż podskoczyłam na dźwięk jego głosu.
– Aach, cześć, nie strasz mnie – powiedziałam, zerkając na niego kątem oka.
Szybko doczytałam stronę z wiadomościami jeździeckimi, po czym zamknęłam laptopa.
– I jak tam? – spytałam, widząc, że mężczyzna usiadł obok mnie i miał co najmniej strapioną minę.
Westchnął i podrapał się po brodzie; dopiero potem zaczął mówić.
– Mam... mały problem... rodzinny, Podkowo.
– O tym już wspominałeś. Co się dzieje?
– Moja kuzynka tydzień temu zginęła w wypadku samochodowym. Słyszałaś o tym sporym wypadku na Pomorzu?
Kiwnęłam głową; obiło mi się o uszy.
– No więc... była jedną z ofiar. Problem polega na tym, że... zostawiła dzieciaki. Dwójkę. Jej matka była skłócona z córką, poza tym nie ma warunków, by przyjąć wnuki. Ojciec nieznany; moi rodzice są zbyt schorowani. I emm... ja mam najlepsze warunki, by się nimi zająć. Jeśli udałoby mi się zdobyć prawa.
Otwarłam szeroko oczy: wiedziałam, że Szymek ma kuzynkę, ale nie utrzymywał z nią kontaktu. A teraz nagle ma stać się facetem z dzieciakami? Dziwne uczucie. Widziała jednak, że dla niego to nie była prosta decyzja: i po tym, jak zachowywał się teraz, i po tym, jak zmyślony był przez kilka ostatnich dni.
– Tylko musiałbym kupić jakieś większe mieszkanie w tym Zakopcu. No i sam proces sądowy będzie trochę trwał. 
– Jak by co to ci pomogę – powiedziałam. – Co to za dzieci?
– Jacek ma czternaście lat, Majka sześć. Nie znam ich za dobrze, ale ponoć nie miały problemów w szkole. Próbowałem nawiązać z nimi kontakt, ale są w ciągłym szoku i nie jest to zbyt łatwe. Na razie mieszkają u babci, ale tej nie bardzo się to podoba.
Kiwnęłam głową i zamilkłam na chwilę, zamyślona; a z tego zamyślenia przyszedł pomysł.
– Hmm... a gdybyś zamieszkał z nimi tutaj?
– Emm... co?
– I tak prawie tu mieszkasz; jeśli będziesz musiał zajmować się dzieciakami, nie będziesz na każde moje wezwanie, a to zdecydowanie lubię. Musiałabym pogadać z rodzicami, ale wiesz, że oni lubią dzieci. Nie pracują, więc moglibyśmy na zmianę wozić je do szkoły, a przy tym zamiast mieszkania miałby olbrzymi teren. Może takie zadupie nie jest najfajniejsze do wychowywania się, wiem po sobie, ale... nie byłbyś z nimi sam, a ja miałabym ciebie wtedy, kiedy będę cię potrzebować. Taki win-win.
Teraz to Szymek milczał, myśląc.
– Nie taki zły pomysł niby... w każdym razie pewnie na pierwszy etap to byłoby przydatne: nie musiałbym stresować się szukaniem mieszkania. Wtedy to moje mógłbym wynająć...
– No. A dzieciaki w końcu miałyby dziadków. Twoja kuzynka była samotną matką?
– Taak, poszła w ślady ciotki niestety.
– Cóż... pożyjemy, zobaczymy jak to wyjdzie. Ale jak by co, furtkę masz otwartą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz