TRENING: teren z wał. Blackberry, kl. Tropical Honey, wał. Arrete's Trouble, kl. Sunset Spirit's Gun

Zastęp:

  1. Szymon na kl. Tropical Honey + Sunset Spirit's Gun w ręku
  2. Amelia na wał. Blackberry
  3. Podkowa na wał. Arrete's Trouble

Trener: ---
Typ treningu: teren spacerowy
Data, czas i miejsce: 23 czerwca 2015r, 13:00-15:00, okolice Ramcha Arisha

Amelia przebywała ostatnio u nas całymi dniami. Wtorek jednak nie należał do najładniejszych dni - rano padało, dlatego trudno było cokolwiek trenować. Po południu ujeżdżalnia była cała mokra, dlatego postanowiliśmy wybrać się w spacerowy teren. Uznałam, że najbliższy czas wziąć Arte do lasu pod siodłem - z ręki dawał sobie radę, czasem tylko się wahał, dlatego miałam nadzieję, że tym razem pójdzie bez problemowo. Musieliśmy jednak dobrać pewny zastęp, dlatego wybraliśmy najpewniejszą parę - Tropkę oraz Blacka. Szymek dorzucił jeszcze, że weźmie na uwiąz Sunny, która z racji odważnego charakteru nie powinna sprawiać problemów, dlatego gdy tylko zebraliśmy konie do stajni, mieliśmy aż czwórkę do wyczyszczenia z błota.
Gdy w końcu udało nam się doprowadzić konie do jako takiego staniu, ruszyliśmy. Najgorzej wyglądała Sunny - jasna maść w połączeniu z kochającym życie źrebakiem była nienajlepszy miksem. No, przynajmniej dla tych, co tą sierść muszą potem wyczesywać. Początkowo Smok, kręcący się wokół, chciał ruszyć z nami, jednak moja mama, która wyszła na czas z domu, skutecznie go powstrzymała.
Prowadziliśmy konie stępem. Szymon z Tropką szedł spokojnym stępem i musiał non stop pilnować Sunny, która próbowała go wyprzedzić. Amelia nie miała najmniejszych problemów z Blackiem, zaś Arte wydawał się nieco zdezorientowany tym, że nie idziemy na ujeżdżalnie, ale poza tym zachowywał względny spokój.
Zbliżyliśmy się do lasu. Arte zawahał się, podobnie jak Sunny, jednak konie zachęcone głosem Szymona oraz moją łydką, ruszyły pewniej przed siebie. Zauważyłam, że Black ma całkiem sporo energii i próbuje przyśpieszyć, jednak pewna ręka Amelii oraz źrebak przed nosem uniemożliwiły mu to.
Ponieważ mój koń był spokojny, zaproponowałam kłus, na co Szymon zgodził się i już po chwili wszystkie konie szły w miarę równym chodem. Haflinger uniósł nieco łeb w górę, jakby ze stresu, jednak poza tym dalej zachowywał się dobrze, Tropka zaś z radości próbowała wyrwać się Szymkowi, przy wtórze Sunny, mężczyźnie udało się jednak opanować obydwie panie.
- Ta mała to wariatka.
- Nie widziałaś, co robiła wczoraj na pastwisku, gdy pojechaliście.
- Co? Coś wymyśliła?
- Wyglądała, jakby chciała rozwalić płot, który nagle wydał się ciekawy. A zgadnijcie, co robiła Ronni: stała obok, początkowo ją naśladując, ostatecznie jednak chciała ją jaby odgonić, próbując się z nią bawić. A ta nic, jak zawsze sama zaczyna zabawy, tak tym razem demolowanie ogrodzenia okazało się ciekawsze.
Nie widziałam twarzy Ameli, jednak wyczułam, że się uśmiechnęła.
- Chce na nią wsiąść - oznajmiła.
- Jeszcze trochę sobie poczekasz - mruknął Szymek - Dobra, stępem, stępem, tu może być ślisko.
Gdy zwolniliśmy, głowa Arte natychmiast poszła w dół, za co go pogłaskałam.
Po jakiś dziesięciu minutach w stępie dość wąską, stromą i błotnistą ścieżką wyjechaliśmy w końcu na w miarę szeroki, ubity szlak, dlatego Szymon zarządził przyśpieszenie, najpierw do kłusa, a gdy wszystkie konie były opanowane, do galopu. Sprawiło to znów niezwykłą radość Tropce, tym razem jednak nie wyrwała się na siłę. Black zdawał się być również z tego faktu zadowolony, Sunny, rzecz jasna, musiała próbować się wyrwać - jedynie ja miałam małe problemy z Arte, musząc go prosić o zmianę chodu chwilkę dłużej, w końcu jednak wszyscy galopowaliśmy. Mój haflinger wprawdzie szedł dość nerwowo, rozglądając się wokół, po parunastu sekundach zaczynając się uspokajać, ale nie był niebezpieczny. Słuchał się mnie i wyraźnie nie miał zamiaru uciekać bez pytania się mnie o to.
Galopowaliśmy dość długo i niezbyt szybko, tak, aby nie przemęczyć młodej, ta jednak po przejściu do stępa i odetchnięciu chyba miała ochotę na więcej. Nie mogliśmy jednak na to pozwolić, ponieważ czekał nas bardzo stromy zjazd. Trzymając więc konie na mocniejszym kontakcie, powoli zjeżdżaliśmy w dół. Sunny radziła sobie z tym najgorzej - jej zmysł równowagi nie był jeszcze najlepiej wykształcony, dlatego szła najmniej pewnie. Na drugim miejscu był Arte, zaraz po niej, najmniej w takich wyprawach wprawiony. Pomagałam mu na ile mogłam, a gdy teren znów stał się dość płaski, pochwaliłam go. Ah, warto wspomnieć jeszcze o Amelii na Blacku - o ile quarter sprawdzał się znakomicie, o tyle ta chyba nieco spanikowała, gdy noga konia minimalnie się osunęła, omal nie ciągnąć go za wodze, zareagowałam jednak szybciej i uspokoiłam ją. Gdyby pociągnęła karego mocniej za pysk, koń mógłby stracić równowagę i polecieliby na dół razem z pozostałą trójką, która szła przed nimi.
Reszta terenu minęła w bardzo spokojny sposób. Arte raz odskoczył na dźwięk wypadających z krzaków ptaków, spłoszonych przez obecność koni, jednak szliśmy w stępie, dlatego bez problemu udało mi się go opanować. Amelia nie miała większych problemów, Tropka szła cały czas wręcz radośnie, a po Sunny już pod koniec, po kolejnych dwóch galopach, zdawała się być nieco zmęczona, chociaż dalej ciekawsku rozglądała się wokół.  Musiałam uznać, że był to bardzo udany wypad - nie było gorąco, nie padało, konie sprawdziły się na prawdę dobrze, a chyba nic bardziej nie odpręża niż wspólna wędrówka po górach.
Po dojechaniu do stajni, konie zostały rozsiodlane i wypuszczone znów na pastwisko, my zaś ruszyliśmy coś zjeść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz