TRENING: teren z wał. Ratonhnhaké:ton, kl. French Revolution i kl. Sheez Not Easy

Zastęp:

  1. Podkowa na wał. Ratonhnhaké:ton
  2. Elvia na kl. French Revolution
  3. Katarzyna Wiśniewska na kl. Sheez Not Easy

Typ treningu: teren
Data, czas i miejsce: 18 stycznia 2015r,9:00-13:00, okolice Rancha Arisha

Elvia postanowiła spędzić trochę czasu w Polsce, zajmując się swoimi westernowymi końmi przebywającymi w WHK Arisha. Gdy dojechała, okazało się jednak, że Kasia ma wielką ochotę spędzić kilka dni w górach... wzięły więc dwa konie i na wieczór przybyły na Rancho. Co prawda, nie miały zamiaru spędzić tego czasu na grzbietach koni, a nieco odpocząć, jednak uznały, że w jakiś teren można byłoby się wybrać.
Przybyły w sobotę wieczorem, dlatego z rana postanowiłyśmy wybrać się na szak. Szymek miał przypilnować koni i gdy Amelia przybędzie, wsadzić ją na jakiegoś konia, by trochę pojeździła, nasza trójka nie miała zaś zamiaru się śpieszyć i zbyt szybko wracać.
Donn, French oraz Sheez spały w boksach i gdy tylko przetrawiły nieco śniadanie, zabrałyśmy się do siodłania koni. W tym czasie zastanawiałam się nad tym, czy Doon aby na pewno się w ten teren nadaje - nie czuł się jeszcze najpewniej, Postanowiłam jednak zaryzykować, miałam jednak nadzieję, że nie będzie próbował mnie ośmieszyć przed swoją byłą właścicielką... w końcu Elvia nie sprzedała mi go aż tak dawno...
Gdy konie były gotowe, wskoczyłyśmy w westernowe siodła i ruszyłyśmy w stronę lasu.
- Omm.. gdzie pojedziemy? - spytała Elvia.
- Hmm... możemy zjechać trochę w dół, tam jest całkiem przyjemne schronisko.
- Hej, a to, w którym byliśmy w czasie rajdu?
- Jest chyba trochę za daleko... ciemno się zdąży zrobić, nim wrócimy.
- A no... racja. Dobra, prowadź.
A więc... prowadziłam. Trasa zaliczała się do łatwiejszych, przynajmniej w pierwszej fazie, ponieważ jechaliśmy cały czas w dół, niezbyt stromym zboczem. Gdy wjechaliśmy do lasu, Doon zdawał się być bardziej spięty, niż podczas naszej ostatniej wycieczki, szczególnie, że podłoże było nieco wilgotne i śliskie, jednak dawał sobie radę. French zdawała się być zaciekawiona wszystkim, co ją otaczało, zaś i Kasia, i Sheez zdawały się być zupełnie rozluźnione.
- To jest ta klacz, którą zajeździłaś jako dziesięciolatkę? - spytałam.
- A no. Cudowna jest. Nie wiem, jak mogli ja tak marnować?
Zaśmiałam się.
- Serio? Miała dziesięć lat? - zainteresowała się Elvia.
- Mhm. I do tego czasu tylko biegała po pastwiskach.
- Oh.. a mówiłaś, że startujesz z nią w zawodach?
- No... bo startuje. Od niedawna, ale jednak. W ogóle, góry chyba dobrze na nią działają... wyjątkowo rozluźniona jest, mimo że od stajni tak daleko.
Po chwili ruszyłyśmy kłusem. Doon nieco się wahał, jednak widziałam, że zarówno klacz Elvii, jak i Kasi nie miały nic przeciwko, przyśpieszając wręcz z radością. Jechałyśmy jakiś czas równym tempem, nie zwalniając. Co prawda w pewnej chwili mój wierzchowiec delikatnie się czegoś wystraszył i próbował przyśpieszyć, jednak powstrzymałam go, zaś Sheez cały czas kombinowała, jakby tu się wyrwać, jednak poza tym chodziły niemalże perfekcyjnie, mimo, że podłoże dalej zostawiało wiele do życzenia. Jedynie French spisywała się wyśmienicie i musiałam przyznać, że to na prawdę prześliczna klacz. Pięknie się prezentowała, oj tak!
Jadąc, Elvia i Kasia rozmawiały, przeskakując z tematu na temat, ja jednak musiałam skupić się na trasie oraz pilnowaniu Doona, który w każdej chwili mógł się czegoś wystraszyć. Im dłużej jednak jechaliśmy, tym pewniejszy siebie się stawał.
Jechałyśmy cały czas w dół, przez las, dość szeroką, ale kamienistą ścieżką. W pewnym momencie otoczenie jednak zmieniło się: otaczała nas łąka, zaś szlak stanowiła ubita ziemia, nieco tylko błotnista. Świetne miejsce na galop... ale obawiałam się, że Doon i Sheez mogą zechcieć ponieść... bo obydwa stworzenia natychmiast zaczęły próbować przyśpieszać.
- Kasia... stęp? Czy utrzymasz ją?
- Ehem. Stęp. Powinnam utrzymać, ale nie ma co ryzykować.
- Mhm. Potem jest dalej taka ścieżka, także jak wjedziemy znów do lasu, będzie można galopować.
Tak jak mówiłam, tak się stało. Przejechałyśmy w stępie łąkę, aby po wjechaniu do lasu przyśpieszyć do kłusa i później - zagalopować. Doon początkowo wyrwał się, jednak udało mi się szybko nad nim zapanować. French zaczęła bieg spokojnie, Sheez jednak szybko zaczęła pokazywać, jak wielce raduje ją bieg, wierzgając, co, biorąc pod uwagę błoto, po kilkunastu metrach biegu skończyło się niemal upadkiem. Zatrzymałyśmy konie z Elvią, sprawdzając, czy Kasi i jej klaczy nic się nie stało.
- Spokojnie, tylko lekko się poślizgnęła. Nic nie powinno jej być.
- Sprawdźmy lepiej. Dobra, ruszamy stępa. Jak? Kuleje?
- Nie... nic.
- A kłus?
Przejechałyśmy w tym chodzie kilka metrów.
- Nie czuje nic.
- Podkowa, ona nie odciąża żadnej nogi, z tego co widzę. Jak na razie jest okej.
- No, oby. Nie powinno nic jej być raczej, ale lepiej chuchać na zimne.
- A no.
Kolejna część terenu przebiegła dość spokojnie. Przy kolejnym galopie i Doon, i Sheez nieco się uspokoiły, French zaś przeciwnie, zdawała się być bardziej pobudzona, jednak było to jak najbardziej kontrolowane - nie próbowała ponosić, czy strzelać baranów. Po prostu... przyjemnie jej się jechało i Elvia bez problemu to wyczuła.
W końcu dojechałyśmy do schroniska. O tej porze roku było puste, brakowało w nim ludzi. Przywiązałyśmy więc konie do drewnianego ogrodzenia, popuściłyśmy popręgi i ruszyłyśmy się napić czegoś ciepłego - nasze dłonie polały przy każdym ruchu zarówno przez zimno, jak i fakt, że cały czas trzymałyśmy je w jednej pozycji.
Nie spędziłyśmy wewnątrz dużo czasu - jedynie tyle, aby trochę się ogrzać. Wtedy poprosiłyśmy o wiadro, aby napoić konie i po wykonaniu tej czynności ruszyłyśmy znów na rancho.
Wracałyśmy tą samą droga, jednak ponieważ cały czas konie prowadziłyśmy pod górkę, zajęło nam to zdecydowanie więcej czasu. Praktycznie nie galopowałyśmy, a jedynie prowadziłyśmy konie w stępie, czasem w kłusie. Pozwoliłyśmy koniom na chwile biegu tylko w jednym momencie, a i to nie trwało zbyt długo. Wróciłyśmy więc bez większych przygód.
Na terenie rancha wszyscy, i my, i nasze konie, byliśmy oblani potem, jednak zdecydowanie zadowoleni z wyjazdu, który pozwolił nam spędzić wspólnie czas i trochę się rozluźnić. Z oddali zauważyłam, że Szymek właśnie trenuje z Amelią i Arte. I oni akurat ku nam spojrzeli i pomachali do nas.
W stajni rozsiodłałyśmy konie i okryłyśmy je derkami, aby mogły wyschnąć w cieple.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz