TRENING: Teren z kl. Tropical Honey i wał. Ratonhnhaké:ton

Zastęp:
  1. Szymon & kl. Tropical Honey
  2. Podkowa & wał. Ratonhnhaké:ton
Typ treningu: teren
Data, czas i miejsce: 12 listopada 2014, 11:00-12:00, okolice Rancha Arisha

Nasz nowo przybyły koń był jak na razie strasznie zestresowany, dlatego postanowiliśmy z Szymonem nie ruszać go przez kilka najbliższych dni: Arte nie miał ochoty nawet wychodzić z boksu, w którym chyba tylko czuł się w miarę pewnie... cóż, nie dziwiłam się, biorąc pod uwagę fakt, w jakich warunkach był trzymany. Niemniej, gdy tylko byliśmy w stajni miał otwarty boks, tak, aby w razie ochoty wyjścia na zewnątrz mógł to zrobić.
W okolicach dziesiątej postawiliśmy wsiąść Tropkę i Doona na godzinny teren. Brakło nam trochę koni, które do takich bezpiecznych wyjazdów mogłyby się nadawać: Mini wyjechała, z Efrafą wolałam na razie nie ryzykować wyjazdu z racji za małych postępów w pracy z nią, zaś Doon był zdecydowanie za bardzo zdenerwowany, abym mogła nazwać go poza terenem stajni bezpiecznym koniem... Ale cóż, nauczy się z czasem, a by do tego doszło musimy z nim więcej poza stajnie jeździć, dlatego też przed jedenastą osiodłaliśmy konie i ruszyliśmy na szlak.
Szymon siedział na gniadoszce i jechał przodem, No, nie do końca - na początku jechaliśmy dłuższą chwilę ramię w ramię, jednak musieliśmy zrezygnować, jako, że Tropka próbowała zaczepiać Doona, a ten z radością jej oddawał, co sprawiało, że traciliśmy nad końmi kontrolę. Dlatego wjechałam za Szymona, ciesząc się jednak z tego, że nastroje koni zdawały się być jak najbardziej pozytywne.
Po wjechaniu do lasu Doon oczywiście natychmiast się spiął, zauważyłam jednak poprawę w stosunku do poprzednich wyjazdów. Pozwoliliśmy sobie więc na chwilę spokojnego kłusa. Ech, jaki ten appoloosa był niewygodny! Za każdym razem, gdy siadałam na jego grzbiet zdawałam sobie z tego sprawę... i jakoś nie mogłam przywyknąć, jeżdżąc zwykle na bardzo wygodnych koniach - takich jak Black, Tropka, czy Mini.
W końcu wjechaliśmy na wąski szlak prowadzący bardzo mocno pod górę. Tam Doon niemal zupełnie się rozluźnił, skupiając się na wspinaczce, a po wjechaniu na równiejszy teren zaczął ciekawsko rozglądać się wokół i próbować zjadać pożółkłe liście z drzew, naśladując z resztą w tym Tropkę.
- Hej, trzeba by ją w końcu do jakiegoś rajdu wystawić - powiedział w pewnym momencie Szymon - Kondycja dobra, wystarczająco pewna siebie jest... a ona na prawdę to lubi.
- Zobaczymy, zobaczymy... może w sezonie.... a że lubi to wiem. W końcu sama ją wychowywałam, nie?
- Mała zaczepka...
- Mała? Duża! Jakbyś wiedział, jakie z niej było maleństwo.
Szymon zaśmiał się i pogłaskał moje maleństwo po grzbiecie.
Chwilę później wjechaliśmy na szlak nadający się do galopu i pozwoliliśmy sobie na ten chód: oczywiście Tropka zachowywała się bezbłędnie, jadąc dokładnie takim tempem, jaki Szymon sobie zażyczył, Doon jednak już tak idealnie posłuszny nie był: zaczął mi się wyrywać, chciał biec szybciej, ścigać się... nie pozwoliłam mu jednak na to. Przez dobre siedem-osiem minut galopu nieźle walczyliśmy ze sobą. W końcu Szymon zwolnił do kłusa, a później - do stępa i prawdopodobnie wałach pognałby dalej, wyprzedzając Tropkę, gdyby nie zaskoczyła go tak bardzo zmiana chodu: przez nie jednak bardzo gwałtownie zwolnił, sprawiając, że wylądowałam na jego szyi, obrywając nieco hornem w brzuch. Nic poważniejszego się jednak nie stało.
- Ostrzegaj, gdy zwalniasz! - zbeształam Szymona.
- No wybacz, w kałuże wjechać nie chciałem.
Rzeczywiście, na środku szlaku znajdowała się olbrzymia dziura, w której zalegała spora ilość wody, napływająca dodatkowo ze strumyka. Nie mieliśmy jak jej ominąć, dlatego przejechaliśmy przez nią stępa.
Po niespełna kolejnej pół godziny wróciliśmy na Rancho: nie galopowaliśmy już, jechaliśmy stępo-kłusem, jednak byłam jak najbardziej z wyjazdu zadowolona. Jeszcze trochę pracy nas czeka, jednak gdy Doon lepiej pozna zasady jeżdżenia w teren i przestanie się w naszych lasach spinać może stać się na prawdę fajnym koniem do wyjazdów na szlak, albo na jakieś nasze amatorskie rajdy... wyłączając oczywiście jego strasznie niewygodne chody. Ale co zrobić, wszystkiego nie można mieć. I tak większość koni w naszej stajni była bardzo wygodna. Jakiś wyjątek trafić się musiał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz