RAJD: Rajd Gwiezdny 8/9 listopada 2014

Autor: Podkowa
Data: 8/9 listopada 2014
Plan działania:

  1. 21:00 Wyjazd z Rancho Arisha 
  2. 24:00-1:00 Postój
  3. 4:00 Powrót


Zastęp:
  1. Podkowa na kl. Tropical Honey
  2. Boksi na kl. Hellfire
  3. Trevor na kl. Carrera
  4. Cameron na kl. Sweet Delirium
  5. Amelia na wał. Blackberry
  6. Esmeralda na kl. Florencja 
  7. Elvia Savange na kl. Let's Kill Tonight
  8. Dan Hussian na Paranoic Lusse
  9. Connor Hollingsworth na kl. Celtic Rose 
  10. Detalli na kl. *Apple Fresh
  11. Mila na wał. *Out and About
  12. Ruska na kl. Sheila 
  13. Szymon na kl. Small Earthquake

Około godziny wpół do ósmej zebrałam wszystkich uczestników rajdu w jadalni. Na stole leżały jakieś paluszki, ciastka i cukierki, coby nikomu się nie nudziło i miał co robić. Wszyscy siedzieli, jedynie ja stałam, tak, aby każdy mógł mnie wyraźnie widzieć i słyszeć. 
- Ciężko mi powiedzieć, aby w tym rajdzie priorytetem było bezpieczeństwo... W końcu, gdyby nim było, nie jechalibyśmy nocą w góry... niemniej, przede wszystkim, nim wyjedziemy pamiętajcie, aby pilnować i siebie, i osoby obok. Nie oddalajcie się, uspokajajcie konie, a gdyby coś się działo, natychmiast zgłaszajcie, OK? Dobra, koniec takiego bezsensownego gadania. Wyjeżdżamy koło dziesiątej. Kilka głównych szlaków jest oświetlone, jednak w większości będziemy jechać po ciemku, dlatego też każdy z was dostanie latarki na głowy, oby konie się tym nie przeraziły... no i my będziemy mieć dodatkowo poręczne latarki, takie do kieszeni. Jeśli ktoś z was też się w taką zaopatrzył, weźcie je także za sobą. Dodatkowe baterie także mogą się przydać. Ubezpiecza nas samochód mojego ojca, także jakby co do niektórych miejsc jest w stanie dojechać. Zastęp ułożymy, gdy będziemy ruszać... Jakieś pytania?
Nikt się nie odezwał, mimo, że czekałam przez około minutę.
- No, w takim razie, ubierać się i do stajni!
Wszyscy zaczęli wychodzić z jadalni po drodze nieco się przepychając. 
- Hej, hej! Goście drodzy! A kanapki?! No, już, po co je poukładałam na tamtym stole? - usłyszałam, jak szum próbuje przekrzyczeć moja matka.
Natychmiast wszyscy z drzwi rzucili się do stołu. Ech, co za zamieszanie! Na całe szczęście po kilku minutach się uspokoiło, ponieważ wszyscy rozeszli się do pokojów. Ja również ruszyłam do siebie, szybko przebierając się w ciepły, choć może nie najnowszy strój. Po drodze wyjrzałam przez okno - niebo było na prawdę piękne! Bezchmurne! Ach, jutro będzie chłodno, ale za to jaka noc nas czeka!
Do stajni szłam razem z Szymonem. Konie już czekały na nas w boksach - nie wyobrażałam sobie ganiania ich po ciemku, dlatego chwilę przed zmrokiem Black, Tropka i Mini znalazły się w boksach. Zabraliśmy się za przygotowywanie koni. Ja miałam jechać na naszej gniadoszce, Szymon zaś miał dostąpić zaszczytu i wziąć na Blacka, dlatego też od razu weszliśmy do ich wspólnego boksu. Mój pracownik wyprowadził karosza i zaprowadził go do innego, pustego boksu, tak, abyśmy się zbytnio nie cisnęli i zabraliśmy się za przygotowywanie koni.
Chwilę później do stajni weszła Amelia z Cameron i Boksi, które spędziły wieczorem trochę czasu na rozmowie. Moja uczennica natychmiast do mnie podeszła.
- Podkowa... nie mogłabym jednak jechać na Blacku? Tak jak było w początkowym planie?
- Hej, co co nie odpowiada w Mini?
- No... nic, poza tym, że jednak... wolałabym jechać na Blacku
- Miałaś ty przede wszystkim na niej jeździć, pamiętasz?
- Tak, ale...
- Idź pytaj Szymona, jak ci udostępni Blacka to proszę, jedź sobie na nim.
- Jasne!
Pokręciłam głową w stronę Cameron i Boksi, które nas obserwowały. W tym czasie do stajni zaczęła schodzić się reszta ekipy i oporządzać swoje konie. Zaczęło robić się niezłe zamieszanie - trzynaście osób, które w tym samym czasie przygotowują konie to na prawdę duża ilość w tak niewielkiej stajni jak nasza. Atmosfera przypominała nieco przygotowywanie się do zawodów, co chyba udzieliło się koniom, bo co niektóre stały się nieco nerwowe, łącznie z Tropką, która wyraźnie było nieco zestresowana.
- Spokojnie mała, nic złego się nie dzieje, no, już - mówiłam do niej, głaszcząc brązową sierść klaczy.
Po dłuższym uspokajaniu Tropka się uspokoiła. Akurat wtedy większość osób skończyła przygotowywać konie i powoli zaczęliśmy wyprowadzać je na zewnątrz. Każdy miał coś na plecach, a wychodząc, wszyscy brali latarkę do założenia na głowę, których pudło stało przy wyjściu ze stajni.
Gdy wyprowadziłam moją klacz, zauważyłam, że Szymon zgodził się na zamianę i sam siedział na Mini, zaś Amelia stała zadowolona z siebie obok Blacka. Rozejrzałam się: Detalli i jej WKKWistka były najbardziej oddalone od wszystkich, chyba dlatego, że dziewczyna rozmawiała przez telefon, Esmeralda stała obok Connora, oboje trzymali konie za wodze i rozmawiali półszeptem, Ruska i Mila siedziały już na koniach stojących jakiś metr od siebie, a Dan i Elvia chichotali tuż przy wyjściu ze stajni. Trevor i Boksi nie rozmawiali ze sobą, jednak stali niedaleko, rzucając ku sobie zadowolone spojrzenia.
- Okej! Na koń! - krzyknęłam i już moment później każdy siedział na swoim wierzchowcu.
- Dobra... Każdy ma latarkę? No, to dobrze. Pomyślmy... jakby was ustawić... Najpierw ja, potem ekipa z Summerberry, za wami Amelia, Esmeralda, Homestead, ustawcie się jak tam chcecie, Detalli, Mila, Ruska i Szymon. Pasuje wszystkim? Nikt się nie sprzeciwia?
Usłyszałam kilka nie, dwie-trzy osoby pokręciły głowami.
- To zapalamy latarki i jedziemy!
Ruszyliśmy. Chwilę zajęło wszystkim wjechanie w odpowiednie miejsce zastępu, jednak w końcu ułożył nam się ładny zastęp. Widziałam kątem oka, że część koni przestraszyła się nagle zapalonych latarek, które nie tylko zaświeciły się nagle, ale również nagle przemieszczały strumień światła. Szczególnie mocno zareagowała Paranoic Lusse, która cofnęła się aż o kilka kroków w tył oraz Apple, która odskoczyła w bok. Niemniej, wszyscy jeźdźcy opanowali swoje konia i mogliśmy jechać w miarę spokojnie. Sama czułam, że Tropka jest nieco zdenerwowana i nie wie do końca co się dzieje, miałam jednak nadzieję, że z czasem się rozluźni.
Aż do lasu jechaliśmy niemal zupełnie po ciemku, między naszymi pastwiskami, jednak pierwszy szlak - szeroki i tylko lekko wznoszący się - był w miarę dobrze oświetlony lampionami wykonanymi z żółtawego papieru, dającymi delikatne, przyjemnie światło. Nie powiem, ojciec spisał się świetnie, ponieważ wyglądało to wręcz romantycznie, a konie, na widok takiego delikatnego blasku chyba trochę się rozluźniły. No, przynajmniej Tropka, która wyraźnie poczuła się lepiej, gdy wokół zrobiło się jaśniej, a latarki nie biły tak strasznie po oczach.
- Dobra, ludzie! KŁUS! - zarządziłam, chcąc trochę rozruszać i ludzi, i konie.
Już chwilę później słyszałam niemal idealnie równe uderzanie końskich kopyt o podłoże. Miałam zamiar jechać w tym chodzie aż do końca oświetlonego szlaku - czyli jakieś pół godziny drogi. Jako, że nie wydarzyło się nic niespodziewanego mój plan z resztą został zrealizowany. W końcu jednak musieliśmy skręcić w nieco węższą i nie oświetloną ścieżkę, dlatego zwolniliśmy do stępa.
Konie, po wyjechaniu w mrok natychmiast trochę się spięły, niemniej, przez jakieś piętnaście minut jechaliśmy dość spokojnie. Po tym czasie usłyszałam jednak głos Szymona dobiegający z końca zaprzęgu:
- Hej, hej, czekaj, nie panikuj! Spokojnie!
- Stajemy! - powiedziałam dość głośno.
Wszystkie konie zatrzymały się, a ja, nie schodząc z Tropki próbowałam wypatrzeć, co dzieje się w ciemności: z tego, co zauważyłam, Shelia chyba się czegoś nieco przestraszyła i wykonała spore cofanie, wpadając na Mini, przy okazji wzbudzając też panikę w koniu Mili. Na całe szczęście konie bały się wbiec w las, czy ruszyć się gdziekolwiek, dlatego też po prostu tańczyły w miejscu. Przez kilka chwil Ruska uspokajała swoją siwkę, to samo robiła Mila ze swoim One and About a Szymon i Detalli próbowali pomóc im, mówiąc coś spokojnym tonem: na szczęście ani Mini, ani Apple nie zaczęły panikować, dzięki czemu pozostałe konie były w miarę spokojne. No, na ile spokojne mogą być konie nocą, w lesie...
Na całe szczęście był to jedyny taki epizod. Kolejna część trasy odbyła się spokojnie i bez większych problemów. Tak jak zapowiadałam, ani razu nie galopowaliśmy - niebezpieczeństwo w razie poniesienia przez konie było zbyt duże, bym ryzykowała.
Jeszcze przez chwilę jechaliśmy tym samym szlakiem, aby później wjechać na dość mocno wspinającą się, jednak szerszą ścieżkę, która mim oto, w dalszym ciągu nie była oświetlona. Na całe szczęście miałam w kieszeni telefon z GPSem, a tą trasą jechałam z Szymonem już i w dzień, i w nocy, dzięki czemu dość dobrze ją znaliśmy, więc i ryzyko pomylenia drogi było niewielkie. Na tej ścieżce okazało się, że Cameron i Esmeraldzie skończyły się baterie w latarkach, dlatego musieliśmy na chwilę stanąć, aby je wymienić, niemniej, jechaliśmy tą drogą przez blisko godzinę, cały czas w stępie. Rozmów nie było zbyt wiele: jakby nie patrzeć była chłodna noc, a głośne rozmowy mogłyby wystraszyć konie, dlatego jeśli już ktoś rozmawiał to półszeptem, tak, aby nie stresować dodatkowo zwierząt.
Wjechaliśmy na jeszcze dwie-trzy węższe ścieżki, bezustannie pnące się w górę, aby w końcu wjechać na kolejny, oświetlony szlak - lampy, które zostały powieszone na drzewach były niemal identyczne z poprzednimi, tym razem miały jednak nieco ciemniejszą barwę.
- Podkowa... - usłyszałam po chwili za sobą głos Boksi - Co jak co, ale ten pomysł z tymi lampionami... wow... to wygląda genialnie.
Uśmiechnęłam się.
- Dzięki, ale to pomysł Szymona i mojej mamy, no, i ojciec też swoje trzy grosze dorzucił. Nie mój. Im to powiedz. Dobra, ludzie! Co powiedzie znów na kłus? Coby nie zasnąć?
Nikt nie miał nic przeciwko, dlatego już chwilę później kłusowaliśmy. Trwało to jakieś piętnaście minut, jednak już po tym czasie zarządziłam, aby wszyscy zwolnili. Już wkrótce mieliśmy dojechać do miejsca, gdzie planowałam postój, dlatego wolałam, aby konie się rozstępowały. Teren był stosunkowo płaski, dlatego też ten chód nie wymagał od koni zbytniego wysilania mięśni.
Gdy już widać było, że oświetlony szlak powoli się kończy, nie zatrzymując Tropki odwróciłam się do reszty:
- Słuchajcie, zaraz czeka nas postój. Także, przygotujcie się!
- A co, tam jest jakieś schronisko? - spytał się Dan.
- Zobaczysz! Bez pytań! - powiedziała Amelia, wiedząc doskonale, co mamy w planach.
- Czyli nie schronisko - stwierdziła Elvia. Kilka osób się zaśmiało.
W końcu dojechaliśmy i oczom wszystkich uczestników ukazał się oświetlony samochód z Arishy obok którego stał mój ojciec, uśmiechnięty od ucha do ucha. Samochód stał na pustym parkingu, otoczony ładnym płotkiem, który również był mocno oświetlony. Nie to jednak było chyba tym najważniejszym puntem, jako, że po lewej znajdował się... punkt widokowy. Sam nie był oświetlony, jednak droga do niego - jak najbardziej. Już z daleka można było dostrzec światła jakiegoś miasteczka, które znajdowało się gdzieś tam, w oddali, w otoczeniu Tatr.
Kilka osób wydało z siebie zachwycone dźwięki. Ale niech zaczekają! Stąd jeszcze nie widać tych wszystkich gwiazd...
- I jak tam podróż? Bezpiecznie? - spytał się mój ojciec uczestników.
- Tak, panie Jacku! Było ziiimno, ale bezpiecznie. - opdowiedziała mu Cameron.
- No to się cieszę! Miało być zimno w końcu!
- Ojciec, masz wodę dla nich? - spytałam.
- Jasne, jasne, wiążcie je, to je napoimy. - odpowiedział.
Po szybkim przywiązaniu koni do płotka, poluzowaniu popręgów i napojeniu ich, mój ojciec zaproponował wypicie ciepłej herbaty, którą miał przy sobie w olbrzymim termosie: nikt nie odmówił. Nikt też nie zwrócił większej uwagi na spore, brązowe pudła w jego bagażniku... No, ale cóż, wypiliśmy wszyscy ciepłą herbatę, po czym zarządziłam ruszenie na punkt widokowy. Szymon i tata mieli pilnować koni, ja zaś zaprowadziłam jedenastoosobową grupę na całkiem spory, drewniany podest i dałam znać ojcu ręką, aby zgasił część lamp znajdujących się najbliżej niego, dzięki czemu ukazało nam się przepiękne, rozgwieżdżone niebo. Noc była bezchmurna, księżyc świecił jasno.. Mmm... gdyby nie było tak zimno, można by tak stać i podziwiać przestworza godzinami.
- Skąd wy macie takie miejsca? - spytała się Esmaralda.
- Nie gadaj, pewnie u ciebie też takich jest wiele.
Uśmiechnęła się.
- Pewnie taak, ale raczej nie jeździmy z końmi nocą po górach.
- Spokojnie, my też nie. A ostatnio, gdy tu byliśmy, niebo było zasnute chmurami... wiec też widzę takie coś po raz pierwszy.
Choć ja zdecydowanie mogłabym stać w ciszy w tym miejscu przez dłuższą chwilkę, nie każdy potrafił tak długo rozkoszować się widokiem: Trevor i Dan zaczęli już rozmowę na zupełnie inny temat, Mila z Rusą też zaczęły chichotać, po chwili dołączyła się do nich Detalli z Boksi.... postanowiłam więc znów przejąć kontrolę nad sytuacją.
- Dobra, zaczekajcie tu chwilkę na mnie, zaraz tu przyjdę! - oznajmiłam.
Tak jak powiedziałam, tak zrobiłam: wróciłam po chwili, tym razem idąc jednak z moim ojcem, który niósł wielkie, kartonowe pudło. Ja zaś niosłam dwanaście długopisów i kilka zapalniczek.
Po chwili wszyscy zebrali się wokół nas, chcąc dowiedzieć się, co takiego przygotowaliśmy. Jedynie Amelia uśmiechała się zadziornie, dumna z tego, że wie, co za chwilę się wydarzy.
Z pudła mój ojciec wyciągnął niewielkie, papierowe przedmioty, które po rozłożeniu zmieniły się w chińskie lampiony. Lampiony szczęścia.
- Kto chce, aby w dzisiejszą noc spełniły się życzenia? - spytałam - Chętni niech łapią długopisy, piszą je na lampionach... i wypuszczają, aby leciały jak najdalej! Wiatr nam sprzyja, także... powinny lecieć nad urwisko. - objaśniłam.
- Na... na prawdę? - Detalli była na prawdę zaskoczona. Jak większość z resztą.
- Tak, na prawdę. No, na co czekacie?
Już po chwili wszyscy zaczęli się bawić, pisząc swoje marzenia na lampionach i wypuszczając je. Mieliśmy ich na prawdę dużo, dlatego każdy mógł wypuścić po trzy-cztery. Nie minęło kilka minut, a już pierwsze z nich wzleciały, przepięknie ozdabiając niebo. Sama puściłam tylko jeden, widząc po drodze, jak dobrze się wszyscy bawią, podziwiając lampiony, niebo, przytulając się do siebie i razem się śmiejąc. Dla tego widoku na prawdę warto było ten rajd zorganizować!
Chwilę później wzięłam jeden lampion, zapalniczkę i długopis i poszłam do Szymona, który został zostawiony sam sobie, przy koniach.
- Hej, pewnie nie chcesz do nich iść? - spytałam, wiedząc, że mój pracownik nie najlepiej czuje się w takich sytuacjach.
- Niee... dobrze mi tu. Mmmm... miałaś rację, to na prawdę genialnie wygląda.
- No... i wiesz, jak Amelia się genialnie bawi? Poucza wszystkich, jak mają korzystać z tych lampionów.
Szymon zaśmiał się.
- A no... lubi pouczać.
- Masz lampion - wręczyłam mu - Skoro nie chcesz tam iść, to chociaż tu go wypuść.
- Po co...
- No, ech, po prostu to zrób! I tyle.
Pokręcił głową, jednak posłuchał mnie i już po chwili jego złoty lampion wspinał się ku górze.

Gdy wszystkie lampiony się skończyły i odleciały tak daleko, że stały się tylko jasnymi punktami na horyzoncie mój ojciec wyciągnął z samochodu kolejną rzecz, mianowicie, jedzenie! Większość zjadła już swoje kanapki, niemniej, nie było chyba osoby, której nie burczałoby w brzuchu. A przyniósł nam same słodkości: drożdżówki z owocami, marmoladą, bądź czekoladą, ciastka w kształcie koni, trochę babeczek... dodatkowo, nie zabrakło herbaty, którą piliśmy już wcześniej.
Wszyscy mogli się napić i rozgrzać. W końcu postanowiliśmy jednak, że pora wracać... Choć tu było na prawdę pięknie, zmęczenie narastało, a konie stawały się coraz bardziej nerwowe. Dlatego też wsiedliśmy na nasze wierzchowce i już po pięciu minutach znów jechaliśmy oświetlonym lampionami lasem.
O ile wcześniej jakieś rozmowy słyszeć się dało, tak teraz ledwie słyszalne szepty zdarzały się na prawdę rzadko: ludzie nie tylko byli zmęczeni, ale chyba też cały czas myślami byli przy dopiero co przeżytym puszczeniu lampionów.
Droga powrotna odbyła się zupełnie spokojnie. Konie przywykły do ciemności, a trasę miały już okazję poznać, dzięki czemu nie panikował, ani się nie bał. Nawet Tropka była zupełnie rozluźniona... Ach, muszę ich jutro rano pochwalić za dobór koni. W końcu żaden większej paniki nie próbował siać, pozwalając nam bezpiecznie przejechać całą trasę.
Wróciliśmy nad ranem, bo w okolicach czwartej, jednak świat dalej spowity był mrokiem. 

8 komentarzy:

  1. Boże cudowne *o* Te lampiony :3 Świetnie się czułam kiedy czytałam ten teren, a za te lampiony masz u mnie wielkiego + ;) Świetne :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co ;* A i przypominam że u mnie 24 urodzinki a skończyłam właśnie pisać zawody i piszę dalej! A mam już dużo :P Więc będzie co czytać xD

      Usuń
    2. Ja jeszcze muszę niedzielę i poniedziałek opisać, ale chyba zrobię to już w jednym poście

      Usuń
  2. Te lampiony *.* Cudownie było sobie to wszystko wyobrażać! Dzięki wielkie za wspaniały rajd :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ale czad! już wiem do kogo na rajdy jeździć :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam zapraszam cały czas ;P Ale jakoś nikt skorzystać i przybyć do nas na 'wakacje' nie chce ;D Gdzie mając 1-2 osoby o wiele łatwiej to wszystko ogarnąć.

      Usuń