DZIENNIK: 8 listopada 2014

Autor: Podkowa
Data: 8 listopada 2014
Plan działania:
  1. Karmienie koni 6:30
  2. Śniadanie 8:00
  3. Trening z kl. Small Earthquake 10:00
  4. Obiad 13:00
  5. Karmienie koni 18:00
  6. Kolacja 19:00
Z racji rajdu nasz dzień miał nieco inaczej wyglądać - rankiem miałam być sama, dlatego też tym razem przy karmieniu miał pomagać mi Dan z Elvią, zaś Szymon miał się nieco wyspać i przyjechać razem z Amelią w okolicy jedenastej. Przy okazji kolacje miała przygotować moja mama, obiad po części także, ponieważ mój ojciec razem ze znajomym miał zająć się oświetleniem i sprawdzeniem trasy na rajd.
Wczorajszy wieczór był bardzo spokojny, ponieważ sama przypilnowałam, aby wszyscy poszli w miarę wcześnie do pokojów - nie chciałam, aby podczas rajdu wszyscy spali, a i tak połowa pytała się, czy mogłaby zjeść śniadanie później, niż o ósmej, na co z resztą bez problemu się zgadzałam. Ech, ja będę odsypiać po rajdzie... Na razie nie mogłam.
Pogoda była w miarę ładna - wprawdzie praktycznie w całej Polsce pogoda miała być nienajlepsza, ale u nas dopisywała, ponieważ wczorajsze chmury gdzieś zniknęły, a słońce świeciło jasno. Miałam nadzieję, że do nocy taki stan rzeczy się utrzyma...
Ale cóż, początek dnia miał zacząć się jak co dzień, także po obudzeniu się natychmiast poszłam do pokoju ludzi z Homestead. Upewniłam się, że Dan i Elvia nie zaspali, po czym popędziłam, aby szybko się ogarnąć. W końcu, jeszcze przestraszyłabym konie. Gdy już znaleźliśmy się w stajni zza drzwiczek boksów głowy wystawiały konie spoza Rancho, bo nasze, jak zwykle, stały nocą na pastwisku. Jeszcze było na tyle ciepło, że mogłam na to pozwolić, a nie chciałam, by nudziły się w stajni. Ach, zapomniałabym - poza stajnią spała również Florencja, która razem z Efrafą stała na małym pastwisku. Ba, stała to złe słowo. Obydwie klacze leżały, gdy mijaliśmy je w trójkę.
Karmienie poszło nam sprawnie - konie szybko zjadły swoje porcje i mogliśmy zabrać się za puszczanie ich na pastwiska. To, niestety, zajęło nam już nieco więcej czasu. Najpierw pięć koni z Rancho zostały przegonione na ich plac, później prowadziliśmy na uwiązach wszystkie konie po kolei na inne pastwiska. Nie mogły przecież stać cały dzień w boksie... Zauważyłam jednak, że wszystkie się w miarę dobrze zaaklimatyzowały i były dość spokojne. Miałam nadzieję, że to przeniesie się na ich zachowanie w dzisiejszą noc...
Gdy wszystkie konie były już nakarmione i wypuszczone na pastwiska ruszyliśmy do domu. Zerknęłam na zegarek - karmienie zajęło nam na prawdę masę czasu, ponieważ było już wpół do ósmej... W środku okazało się, że na nogach jest ekipa z Summer Berry, Esmeralda i Detalli, a Ruska, Mila i Connor postanowili chwilę dłużej pospać... i przybyć później na śniadanie. Nie miałam nic przeciwko, także o ósmej zasiedliśmy do stołu w dziesiątkę - ja, moi rodzice i oczywiście goście.
Rozmawiałam przede wszystkim z Danem i Cameron, ponieważ najzwyczajniej w świecie obok nich siedziałam, niemniej, zauważyłam, że tak jak ostatnio wszyscy się dobrze dogadują. Gdy już prawie wszystko zniknęło z talerzy, odezwała się Boksi:
- Robimy jakiś wspólny trening, czy coś? Mamy w końcu cały dzień.
- Hmm... myślałam nad tym, ale nie wydaje mi się, aby miało to większy sens - odpowiedziałam - Jedziemy w teren, myślę, że nie ma co ich męczyć, poza tym mamy masę koni... które chodzą różne dyscypliny, w różnych stylach.... Trudno byłoby to zgrać...
- W sumie... - przytaknęła.
- Ej, ale ja chce wspólny trening! - usłyszałam Trevora, który jako jedyny z ekipy spoza Rancha miał westernowego wierzchowca.
Zaśmiałam się.
- Może jutro, co? Zobaczymy w jakim stanie konie będą. Mogłabym w sumie wsadzić cię na jakiegoś z naszych koni, ale chciałam, by odpoczęły dziś od treningów...
- Dobra, stoi.
- Podkowa... ech... a nie pozwoliłabyś mi wsiąść na moment na Mini? - spytała ostrożnie Detalli.
Zaskoczyła mnie tym pytaniem i chyba nie ukryłam tego w porę, bo dziewczyna znów zaczęła wyjaśniać:
- No, chciałabym zobaczyć, jak się na niej siedzi... Wydaje się ciekawym koniem... i...
- Niech będzie - zgodziłam się - Ale nic męczącego, OK? Bo ona dziś musi pójść w ten teren, nie mamy innych koni do tego przygotowanych, a obiecałam już Amelii, że pojedzie z nami.
- Amelii? - zdziwiła się Cameron.
- Uczę ją. Pomaga sporo w stajni, jeździ ze mną na zawody.
- Ach... chyba mi mignęła kilka razy - przypomniało się Boksi.
- A owszem, mogła - kiwnęłam głową.


Przed dziesiątą wszyscy byli już na nogach. Okazało się że Mila zaspała i chciała wstać wcześniej, jednak nikt jej nie obudził, została jednak pocieszona przez Ruskę, która najzwyczajniej w świecie była wdzięczna losowi za to, że mogła chwilę dłużej pospać - w końcu mając stajnie to bywa na prawdę trudne. Wszyscy goście byli jak najbardziej zadowoleni. Część rozmawiała w jadalni, część postanowiła pójść na spacer, bądź zająć się swoimi końmi, ja zaś z Detalli poszłyśmy na pastwisko po ubłoconą Mini, która musiała się gdzieś wytarzać. Pasła się spory kawałek od płotu tuż obok Doona.
- No, zbierzesz ją? - podniosłam brew - W końcu ty chcesz na niej jeździć.
- Spróbujmy. Ucieka?
- Raczej nie, ale podejść też nie podejdzie.
Detalli bez problemu sprowadziła kucyka z pastwiska, po drodze zostając zaczepioną przez Tropkę, która zdecydowanie chciała się przytulać. Boże drogi, stworzyłam małego, natrętnego potwora tak ją rozpieszczając, gdy była źrebakiem! Pamiętam, że pozwalałam jej nawet wchodzić do środka domu... do czasu, aż na środku korytarza postanowiła załatwić swoje potrzeby...
W każdym razie, już po kilku minutach stałyśmy przed stajnią, razem ogarniając Mini, która stała grzecznie i leniwie obserwowała nas, krzątających się wokół niej oraz resztę ludzi, którzy czasem gdzieś się przewijali. W końcu kucyk był jako tako przygotowany do jazdy - wprawdzie jej sierść była szara, a nie biała, jednak nie miała na sobie sklejek, które mogłyby ją obetrzeć.
Postanowiłyśmy ubrać ją na różowo - różowe siodło i różowy pad wyglądał na niej na prawdę uroczo, co byłam w stanie stwierdzić nawet ja, zdecydowanie za tym kolorem nieprzepadająca.
Na małej ujeżdżalni Detalli wsiadła na Mini.
- Usiądź głębiej w tym siodle - poleciłam jej - Ja wiem, że to z przyzwyczajenia, ale to western, nie klasyka. Ma ci być przede wszystkim wygodnie.
- Ech, za dużo WKKWisów mam w stajni - powiedziała.
Uśmiechnęłam się.
- No, to co, pobaw się z nią chwilę.
Jazda Detalli nie trwała długo, a ja też nie wtrącałam się za bardzo w to, co robiła. Zaczęła od stępa - po jednym okrążeniu na zupełnie luźnej wodzy, gdzie Mini szła zupełnie spokojnie, postanowiła spróbować wykonać cofanie. Pierwsze podejście nie wyszło jej za dobrze, ponieważ miała moment wahania, nie wiedząc chyba, jak kucyk zareaguje, a ten postanowił natychmiast to wykorzystać i po prostu poszedł sobie w prawo. Następnym razem wahania ze strony Detalli już nie było i mimo niechęci kucyka udało się jej to wykonać. Później zakłusowały i znów Mini szła grzecznie do chwili, gdy jej jeździec postanowił porobić trochę skrętów. Detalli musiała na prawdę intensywnie prosić siwkę, aby ta nie olała jej i nie robiła tego, co jej się podoba, jednak radziła sobie z nią na prawdę dobrze - widać było, że spędza ogromne ilości czasu z końmi od dużego czasu. Z resztą, jej umiejętności wcale mnie nie dziwiły, biorąc pod uwagę fakt, że była właścicielką tak potężnego ośrodka, jakim było Winter Mist.
Detalli próbowała wykonać też zmiany tempa, zatrzymania i kolejne cofania, aby po niespełna pół godziny rozstępować kucyka.
- Hej, ma bunty, to fakt, ale mimo wszystko, fajnie się na niej jeździ. Ma straaasznie wygodny kłus.
- A no! To co, idziemy do stajni?
- I owszem.
Gdy wypuszczałyśmy Mini na pastwisko akurat pod stajnie podjechał Szymon z Amelią, dlatego poprosiłam Detalli, aby sama wypuściła kucyka, ja zaś poszłam się z nimi przywitać.
- Hej, hej! - podeszłam do nich przytulając na powitanie i Amelie, i Szymona.
- Ej, czy ja widziałam Mini? Była pod siodłem? - spytała nieco zdziwiona nastolatka.
- I owszem, ale spokojnie. Pół godziny stępo-kłusa nie jest zbyt męczące.
- No ja mam nadzieję - mruknęła.
- Gdzie są wszyscy? - spytał Szymon.
- Ruska i Mila wzięły konie na uwiązy i poszły z nimi na spacer, Trevor i Dan grają w karty w pokoju, z tego co słyszałam, Connor chyba też z nimi siedzi. Wiesz, męskie kółko wzajemnej adoracji, Boksi i Elvia gadają w jadalni, a przynajmniej to robiły, gdy Esmeralda jakieś sześć minut temu od nich wyszła, teraz sprawdza, co słychać u Florencji i Efrafy. no, a Detalli właśnie odprowadza Mini na pastwisko.
- No, dobra, to ja idę poszukać chłopaków - powiedział Szymon i już ruszył w stronę budynku - Aaaa... chyba, że potrzebujesz pomocy?
- Stajnie trzeba by ogarnąć... i konie...
- Ja pomogę! - zaoferowała Amelia - Damy radę w dwójkę, nie? A ten niech idzie się integrować, skoro taki leniwy.
Szymon spojrzał wilkiem na nastolatkę.
- Hej, hej, nie bądź taka do przodu, młoda! Ale cóż, skoro chcesz harować... to jeśli pani szefowa pozwoli, pójdę zająć się gośćmi.
- A idź!
Reszta dnia minęła na prawdę przyjemnie i spokojnie. Dało się jednak wyczuć, że wszyscy czekają na wieczór, a im bliżej było wyjazdu, tym częściej w rozmowach pojawiał się temat rajdu...

4 komentarze:

  1. Zaspałam? E tam normalka :P Bardzo podoba mi się twój styl pisania. Może nie jest jakiś wyjątkowy a normalny ale świetnie dobierasz słowa, układasz zdania. Piszesz tak, że jest zabawnie, a zarazem zawsze poprawnie i wiadomo o co chodzi :) Nie mogę się doczekać terenu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki xd Z tym, że weź pod uwagę, że tu wcale nie staram się pisać jakoś wyjątkowo - ma być prosto i klarownie, poza tym ja nawet tego nie sprawdzam i nie poprawiam ;P Trudno, by tekst wyjątkowy był.
      A że jest zabawnie... serio?! oO

      Usuń
    2. No to ci się udaje :P
      Noo w niektórych momentach tak xD

      Usuń
  2. Ok, nie ma sprawy. I tak dysk mam dopiero po środzie, więc dopiero wtedy będę mogła zrobić boks ;)

    OdpowiedzUsuń