TRENING: teren z kl. Tropical Honey, wał. Blackberry oraz wał. Ratonhnhake:ton

Zastęp:

  • Podkowa & kl. Tropical Honey
  • Amelia & Blackberry
  • wał. Ratonhnhake:ton - na linie trzymanej przez Amelie

Typ treningu: teren, teren w ręku (wał.  Ratonhnhake:ton)
Data, czas i miejsce: 22 września 2014, 8:00-9:00, okolice Rancha Arisha

Amelia miała dziś lekcje na późniejszą godzinę, dlatego też obiecałam jej, że gdy przyjedzie wcześniej, pojedziemy sobie w lekki teren. Chciałam zobaczyć, jak Tropka zachowuje się poza stajnią, a i Doonkowi dłuższy i nieco trudniejszy spacer bez siodła powinien się przydać, zaś Black... cóż, przez ilość koni dwa treningi na dzień skurczyły się do jednego, dlatego uznałam, że jeden taki dzień mu się przyda.
Po szybkim przygotowaniu koni, postanowiłam, że ja pojadę na Tropce na przodzie - jeśli okaże się, że jest płochliwa i źle czuje się jako czołowy koń, zmienimy się miejscami z Amelią, która miała jechać za mną na Blacku, zaś Doon będzie szedł na linie, którą potrzyma Amelia.
- Jak będzie Ci się wyrywał to krzycz - mówiłam, czyszcząc Doonka. Amelia stała w boksie na przeciwko - Ale mam nadzieję, że las tak go zaaferuje, że pójdzie grzecznie. Nie galopujemy, pójdziemy prostą ścieżką.
- Jasne. Krzyczeć, koń się interesuje lasem, i nie galopujemy. Zrozumiałam i przyjęłam. Odbiór.
Zaśmiałam się. Już kilka minut później powoli kierowaliśmy się w stronę lasu. Doon, znający już drogi wokół pastwiska zachowywał się na prawdę spokojnie. Tropka była wyraźnie podekscytowana tym, że idzie na wolnej przestrzeni, zaś za nią wędruje reszta jej stada, a Black, jak to Black, zachowywał nienaganny spokój.
Nieco nerwów Doonkowi przyprawił wjazd do lasu, bo przez pierwsze kilka chwil szedł ze skulonymi uszami i nawet zbuntował się Amelii, nie chcąc iść dalej, jednak widząc spokój pozostałych dwóch koni (Tropka lasu nie bała się bez siodła, a i pod nim taki wyjazd wyraźnie nie był dla niej problemem) oraz słysząc nasze uspakajające głosy w końcu nieco się rozluźnił i szedł grzecznie. Mimo to, dalej zachowywał się dość nerwowo.
Ścieżka była kamienista, a ja zauważyłam, że delikatnie mży. Droga na razie nie nadawała się do kłusa, ale miałam świadomość tego, że za chwilę w taką skręcimy. Co prawda pięła się w górę i była dość wąska, jednak nie należała do bardzo trudnych ścieżek. Miałam nadzieję, że po chwili szybszego chodu, Doon jeszcze bardziej się rozluźni.
Gdy skręciliśmy w tą ścieżkę, natychmiast przeszliśmy do kłusa. Tropka była wyraźnie zadowolona z tego, że może iść szybciej. Poruszała się żwawo, bez cienia lęku, dobrze znając te tereny. W końcu tyle razy przemierzała je ze mną i z Blackiem na linie, tak, jak teraz na linie szedł Doon. Amelia jak zawsze zachwycona była zachowaniem swojego wierzchowca, zaś tarantek zadowolił mnie swoim zachowaniem po pierwszym delikatnym buncie przechodząc do kłusa i powoli się rozluźniając.
Prowadziłyśmy konie kłusem przez dobre piętnaście minut, ostatecznie jednak zwalniając i skręcając w bok, prowadząc wierzchowce stromą ścieżką, która wymagała od nich całkiem intensywnej pracy mięśni. Nie był to jednak długi odcinek - wspięłyśmy się własnie po to, aby teraz wyjechać na szlak prowadzący niemal cały czas delikatnie w dół i był już drogą powrotną na rancho - dłuższą wprawdzie, ale dużo lżejszą, niż ta, którą w to miejsca przybyłyśmy (mimo, że i ją zaliczyłabym ją raczej do bardzo lekkich).
Gdy konie odsapnęły, znów ruszyłyśmy kłusem. Kątem oka widziałam, że Doon podnosi łeb i rozgląda się. Swoim zachowaniem przypominał mi trochę Stark Tower Ruski, która była u nas podczas ostatniego rajdu... Hmm... ten koń wymaga na prawdę sporo pracy... gdy wróci pod siodło, będziemy mieli co robić.
Po jakimś czasie wyjechałyśmy z lasu, widząc już Rancho. Zwolniłyśmy więc do stępa, pozwalając koniom rozluźnić mięśnie. Dojechałyśmy do stajni i po szybkim ogarnięciu zwierząt, pożegnałam się z Amelią, pędzącą prosto do szkoły. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz