TRENING: praca z ziemi z wał. Ratonhnhake:ton

Koń: Ratonhnhake:ton
Jeździec: ---
Trener: Podkowa
Typ treningu: spacer w ręku, praca z ziemi
Data, czas i miejsce: 17 września 2014, 16:00-16:45, Rancho Arisha

Tropka od rana pasła się na osobnym pastwisku, jednak wyraźnie doskwierała jej samotność, dlatego, gdy popołudniu postanowiłam wziąć Doonka na spacer oraz lonże, zrobiłam małą podmiankę - wałach poszedł na chwilę do boksu, ja zaś wpuściłam młodą na pastwisko Blacka, który przywitał ją ze sporą dawką radości. Appoloosy nawet nie próbowałam czyścić, jako, że przeżył pielęgnację z rana i jak na razie nie zdążył za bardzo się wybrudzić. Nie tracąc więc na to czasu wzięłam lonże oraz inę z siodlarni, wzięłam Doona i wyprowadziłam do ze stajni.
Zaczęliśmy od pracy z ziemi. Tarantek po zabiegu w dalszym ciągu nie mógł bardziej intensywnie pracować, jednak nie miałam zamiaru zmuszać go do czegoś innego, niżeli do tego, co robi na pastwisku. Na roundpenie  odpięłam wałachowi linę od kantara i wyrzuciłam ją na zewnątrz, przypinając go do dłuższej lonży. Doon był wyraźnie nieco zaciekawiony naszą kolejną już sesją, jednak gdy tym razem poprosiłam go o oddalenie się ode mnie, zignorował moje polecenie. Dopiero po odrobinie mocniejszego nacisku, wałach oddalił się i ruszył powoli stępa. Zauważyłam jednak, że o ile podczas naszej poprzedniej lonży chodził bardzo grzecznie, tym razem bezustannie próbował się do mnie zbliżyć... a ja nie miałam przy sobie bata, aby za jego pomocą utrzymywać konia na większą odległość od siebie. No cóż, sprawę miałam nieco utrudnioną, ale jakoś, za pomocą odpowiednich gestów udało mi się w końcu zmusić Doona aby zrezygnował z próby podejścia do mnie. Zajęło nam to dobre pięć-sześć minut. Po tym czasie koń wyraźnie się uspokoił, na razie odpuszczając. Pochwaliłam go za to i zarówno słowem, jak i gestem wyraźnie poprosiłam o kłus. Zareagował z małym opóźnieniem jednak nie musiałam drugi raz powtarzać komendy. Tym razem nie próbował do mnie podejść, a grzecznie szedł po ścianie lonżownika. Pozwoliłam mu przekłusować kilka okrążeń, tak dla rozruchu, jednak widząc, że Doon powoli zdaje się tracić zainteresowanie mną, kazałam zmienić mu kierunek. Usłuchał, jednak tym razem musiałam prosić go o zmianę aż dwukrotnie. Niemniej, pochwaliłam go za poprawne wykonanie zadania. 
Po chwili kazałam mu przejść do stępa i w stępie zaczęłam ćwiczyć to, co w kłusie chwilę wcześniej sprawiło mu mały problem, w duchu ganiąc się za to, że wcześniej nie kazałam mu zmieniać kierunku w tym chodzie. I tu na początku się wahał, jednak po kilku próbach wykonywał zmianę kierunku bezbłędnie za co pozwoliłam mu na chwilę się zatrzymać, odpocząć i przemyśleć. Gdy znów wróciliśmy do pracy powtórzyłam to ćwiczenie jeszcze raz, ale widząc, że dalej wszystko gra, kazałam mu zakłusować i znów próbowaliśmy zmieniać kierunki: nieco więcej czasu zabrało Doonowi zrozumienie zadania, jednak gdy w końcu je pojął, znów dostał krótką przerwę, podczas której postanowiłam, że będzie to koniec naszej niedługiej sesji - miałam nadzieję, że koń z niej w ten sposób więcej wyniesie. Wprowadzanie zbyt wielu elementów w końcu nigdy nie kończyło się dobrze, a Doon jak na razie dopiero zaczynał pracę ze mną, przez co nie miałam pojęcia, jakie w gruncie rzeczy są jego umiejętności.
 Poszliśmy więc na spacer, częściowo w ramach rozstępowania. Zmieniłam lonże na linę i ruszyliśmy! Doon szedł tym razem grzecznie za mną, od czasu do czasu rozglądając się około. Zajęło nam to większość czasu, który dla niego przeznaczyłam, jednak muszę przyznać, że był przyjemnie spędzony, zaś rozluźniony koń, który podczas naszej sesji chwilami delikatnie się spinał, gdy nie do końca rozumiał, o co mi chodzi, był dla mnie dowodem, że moja decyzja była jak najbardziej słuszna.
Ostatecznie, zaprowadziłam Doona na pastwisko, wpuszczając go do Tropki i Blacka. Wałach, widząc młodą klacz od razu do niej podszedł i kilka razy kłapnął w jej stronę zębami, kuląc uszy. Black jednak stanął w jej obronie i po chwili appoloosa odpuścił. Widząc, że chyba jako tako sie dogadały i nic złego im nie grozi, poszłam do siodlarni odnieść sprzęt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz