WYDARZENIE: Narodziny Sunset Spirit's Gun

Data: 1-2.02.2014
Autor: Podkowa

WHK Arisha, około 23:30

- Kasiu, Kasiu, wstawaj, no już - brązowowłosa dziewczyna usłyszała nad sobą jakże znany jej głos starszego mężczyzny.
- C...coo... - mruknęła, ledwo otwierając oczy i czując, jak jakieś źdźbło słomy kuje ją w tyłek. Słyszała, jak konie poruszają się w boksie niezbyt spokojnie. Stajnia źrebnych klaczy... jest w stajni... achh... część z nich jeszcze nie uspokoiła się po sylwestrze, a jak na ciężarne przystało, dziewczyny wszystko przechodziły w bardziej intensywny sposób, niż reszta koni. No, przynajmniej część...
- Przysnęłaś, a miałaś pilnować.
W końcu oczy dziewczyny przyzwyczaiły się do panującego wewnątrz półmroku, przez co była w stanie bez problemu dostrzec pana Jana.
- Ach... a no. Moment... co z Whiz? - spytała, wstając na nogi.
- Spokojnie, zadzwoniłem już po weterynarza, ale jak na razie wszystko wydaje się być w porządku. Ma parcia, źrebak za kilka minut powinien być.
Kasia, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że cały strój miała przystrojony słomą, podeszła do drzwiczek boksu, przy którym zasnęła na miękkiej, choć kującej kostce. W nim leżała jedna z jej podopiecznych, jelenia Whiz. Oddychała ciężko i była cała zalana potem, jednak ten poród niczym nie różnił się od poprzednich i Kasia w żadnym razie o swoją dziewczynkę się nie martwiła. To harda baba, nic jej przecież nie może być.
Nie pomyliła się z resztą. Gdy pół godziny później do stajni przybył weterynarz, Kasia stała już w boksie Whiz, delikatnie głaszcząc maleńką, jelenią klaczkę i pomagając jej wstać. Matka maleństwa spoglądała ze spokojem na doskonale znanego jej człowieka, co jakiś czas obwąchując swoje nowo narodzone dziecko.

Rancho Arisha, około 1:00

Gdy telefon dzwoni do ciebie w środku nocy, szczególnie, gdy jest to noc poprzedzająca wykańczającego sylwestra oraz równie męczący dzień, niezależnie od głośników, zawsze masz ochotę dzwoniącego zabić, czyż nie?
No... ale cóż, trzeba być pokojowo nastawionym... pokój, pokój, cisza, spokój, pokój, moment, zapal światło. Nie, nie, Boże, moje oczy... czemu to jest takie jasne. Telefon.. eh, zaś wylądował pod łóżkiem? Jak? Ehh...
Nie mogąc sięgnąć ręką, chcąc nie chcąc musiałam z łóżka zejść i go odebrać - normalny człowiek mógłby wprawdzie go olać, ale cóż... konie nocą również różne rzeczy wymyślają, a nóż Szymek przybył w nocy do stajni i okazało się, że Doon, albo któryś ze zwierzy ma kolkę, albo co..
Zaraz... eh, co Szymek, do jasnej cholery, miałby robić w środku nocy na Rancho?
Dobra, Podkowa, umysł. Oczyść umysł, to nie Szymek, to ktoś inny przeszkadza ci w spaniu.
W końcu udało mi się dorwać do telefonu i spojrzeć na wyświetlacz. Kasia W... jedna z pracowników stajni, z którą niedawno zaczęłam współpracę, nie tylko dlatego, że są stajnią westernową, a również - że ich nazwa jest niemal identyczna jak ta mojego rancha. Tylko oni są WHK Arisha, a nie Rancho Arisha. Ciekawy zbieg okoliczności, nie?
Co ona może chcieć o takiej porze...
Cóż, skoro już mnie obudziła... można odebrać...
- Halo?
- PODKOWA! WHIZ URODZIŁA!
- Ej, co? Ona nie miała rodzić za dwa tygodnie?
- Niby tak... ale no wiesz, że różnie bywa.
- No...
- W ogóle, mówiłaś, że jak to będzie klaczka... to ją chcesz... i wiesz, to klaczka. Jelenia tobiano, zdrowa i śliczna.
O cholera. Na prawdę tak mówiłam? Ej... kiedy? Może.. podczas tego wspólnego wypadu przed świętami... tyle, że szczerze mówiąc, niewiele z niego pamiętam... ugh, za dużo alkoholu.
- Ja... tak, coś.. coś chyba było...
- Oj, tak fajnie! W końcu z jakimś dzieckiem od Whiz będę miała kontakt i nie będę się bać, że mi ją sprzedadzą i nigdy już go nie zobaczę! - entuzjazm Kaśki był na prawdę zbyt duży...
- No... będzie fajnie.. ja... przyjadę ją na dniach zobaczyć, co ty na to?
- Noo.. ale to w dzień zadzwonię! Tak! I poproszę szefa o to, to ustalicie zakup...
- Oh... no.... tak, jasne.
Boże kochany, po co mi ten źrebak. No po co... I czemu ja jej nigdy nie potrafię odmówić. Gdzie jest moja asertywność...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz