Data: 15 listopada 2014
Plan działania:
- Karmienie koni - 6:30
- Śniadanie - 8:00
- Trening westernowy z kl. Efrafa- 9:00
- Trening rekreacyjny (lonża) z wał. Blakcberry - 10:30
- Trening westernowy z wał. Ratonhnhaké:ton i kl. Tropical Honey - 11:30
Arte został już dziś wypuszczony na małe pastwisko, zaś nasz ogier, Amir, dogadał się w miarę z Blackiem dlatego parka stała razem na jednym z dużych pastwisk. Dostałam informacje, że niedługo przybędzie do nas jego kolega, z którym także na prawdę dobrze się dogaduje, dlatego było to tylko tymczasowe wyjście. Po śniadaniu Szymon postanowił wziąć Efrafę pod siodło, zaś ja postanowiłam ich poobserwować i ewentualnie poprawiać błędy, dlatego też hucułka została szybko osiodłana i wyprowadzona na dużą ujeżdżalnie.
Po treningu Efrafa była oblana potem, Szymon z resztą również. Rozmawialiśmy już o tym, jakiego kolejnego konia wziąć pod siodło, gdy okazało się, że pod stajnie przyjechała Amelia... i to nie sama. Z jakąś dziewczyną właśnie obserwowały Arte.
- Podkowo, czemu nie powiedziałaś, że jest nowy koń?! - krzyknęła, gdy nas zobaczyła, na co Arte położył po sobie uszy i cofnął się o kilka kroków.
- Spokojniej, nie krzycz tak - upomniałam ją.
Szymon zasalutował dziewczynom, zaś ja podeszłam do nich.
- Przerażony jest. To ten haflinger, którego widziałyśmy raz na zawodach, pamiętasz?
- Aa... no tak! Mówiłaś, że fajnie byłoby go mieć u siebie.
- No, i mam. A kim jest twoja koleżanka?
- Podkowo, poznaj Karolinę. Karolono, to jest Podkowa.
- Witaj, witaj - powiedziałam, przyglądając się jej: dziewczyna miała ciemnobrązowe loki sięgające łopatek i na oko jakieś dwadzieścia lat.
- No więc... Karolina chciała spróbować jazdy konnej...
- Mhm... nie jeździłaś wcześniej? - spytałam.
- Niee.... i Amelia uznała, że skoro mam ochotę... to powinnam z nią przyjechać.
Kiwnęłam głową.
- Ech, Amelka, mogłaś dać znać, że nie będziesz sama. Dzień bym inaczej zaplanowała.
- No wieem... ale dopiero dziś pewna byłam, że przyjedzie...
- Jasne, jasne. Doobra, w takim razie pokaż Karolinie stajnia, a ja pójdę po Blacka. Ach, mówiłam, że mamy w stajni achała? Przyjechał wczoraj.
- Co? Serio?
- No. Od tej znajomej, która miała wypadek latem. Chyba na dniach jeszcze quarter od niej do nas przyjedzie.
- Ogier?
- Tak, na sprzedaż pójdzie pewnie. Szkoda mi go kastrować.
- Będę mogła na niego wziąć? - spytała, zachwycona.
- Zobaczymy, ale nie wydaje mi się. To bomba energii.
Pół godziny później byłyśmy we trójkę na małej ujeżdżalni: Black był zapięty na lonży, a na nim siedziała Karolina, zaś Amelia stała obok ogrodzenia, przyglądając się nam.
Dziewczyna nie miała wcześniej kontaktu z końmi, ale nie bała się ich i zachowywała się wcześniej przy Blacku w miarę naturalnie, wyczuwając, kiedy ma się cofnąć, a kiedy może do niego podejść, dlatego i nasza lekcja minęła dość szybko i przyjemnie. Na początku prowadziłam ją na lonży wokół siebie w stępie, każąc jej wykonywać jakieś ćwiczenia na równowagę. Black chodził grzecznie i spokojnie, jak na niego przystało, dlatego nie był to jakiś większy problem. W końcu pogoniłam go do kłusa i dziewczyna automatycznie zaczęła mieć problemy z utrzymaniem się w siodle, przez co nieco spanikowała, jednak udało mi się ją uspokoić i wyjaśnić mniej więcej jak powinna wysiadywać ten chód: załapała o co chodzi i choć czasem wypadała z rytmu, szczególnie, że dość mocno ją to męczyło, dawała radę.
Postanowiłam odpiąć więc lonże i w stępie nauczyć ją jako tako prowadzić i zatrzymywać konia. Miała z tym mały problem, jako, że Black wyczuwając jej nie pewność próbował chodzić za mną, jednak w końcu ogarnęła o co chodzi i jako tako udawało jej się wykonywać moje polecenia.
Widząc, że dziewczyna ma już trochę dosyć zakończyłyśmy nasz trening.
- Jedziesz do domu? - spytałam się jej, idąc już do stajni - Czy wracasz z Amelią?
- Z nią, z nią.. z jej rodzicami się zabiorę. - powiedziała trochę niepewnie.
- Okey... to sobie poobserwujesz jej trening. Wsiadasz na Doona? - spytałam Amelii, która szła obok mnie.
- Mhm, jasne!
Gdy Black był już na pastwisku, Szymon wsiadł na Tropkę, zaś Amelia właśnie na Doona. Tym razem Karolina stała przy płocie, a ja dalej robiłam za trenera: parka poćwiczyła przede wszystkim galop wokół beczek, jednak trening sam w sobie był strasznie luźny i ogólny: ot, takie pochodzenie sobie po ujeżdżalni i wykonywanie różnych elementów, w tym także trailowych. W każdym razie Doon był dziś na prawdę spokojny (jak na niego), zaś Tropka wyraźnie nie miała większej ochoty na trening, dlatego też postanowiliśmy nie męczyć ich bardziej, niżeli to konieczne. Wprawdzie obydwa konie trochę galopowały i ostatecznie były spocone, niemniej, nie musiały podczas treningu zbytnio się skupiać i myśleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz