Jeździec: Podkowa
Trener: ---
Typ treningu: trening westernowy
Data, czas i miejsce: 13:00-14:00, 27 października 2014, Rancho Arisha
Szymon ostatnio wspominał mi, że Bajka ma ostatnio małe problemy z rytmem nad czym pracuje z nią, jednak nie idzie mu to najlepiej dlatego też uznałam, że sama spróbuje na nią wziąć. Przydałoby się też zabrać ją w teren, niemniej, jakoś ostatnio nie potrafiliśmy się zorganizować, aby to zrobić. Dlatego też Bajka jeszcze ani razu nie wyjechała z nami poza Rancho.
Dzień był słoneczny i stosunkowo ciepły, jednak mroźne powietrze przeszywało każdego, kto tylko spędzał czas na dworze... cóż, pracować z końmi trzeba niezależnie od pogody, dlatego ubrana w ciepły strój, włącznie z rękawiczkami ruszyłam na padok razem z uwiązem, aby zabrać Bajkę na trening.
Konie, widząc mnie, zrobiły kilka kroków w moją stronę, jednak jedynie Tropka podeszła, aby domagać się pieszczoty. Pogłaskałam ją, po czym ruszyłam po Bajkę, która zaczęła obrastać już w zimową sierść i zaczęła przypominać nieco nasze dwa kucyki. Chociaż... nie, Black był do nich zdecydowanie bardziej podobny....
Gdy już znalazłyśmy się w stajni, ogarnęłam ją najszybciej, jak było to możliwe: niestety, długa sierść wcale w tym nie pomaga, dlatego czyszczenie jej zajęło mi chwilę. Na całe szczęście Bajka nie miała nic przeciwko pielęgnacji. Założenie sprzętu poszło mi już sprawnie. Ruszyłyśmy więc razem na małą ujeżdżalnie, na której miałam zamiar na nią wziąć.
W ramach rozgrzewki zrobiłyśmy sobie jedno kółko w stępie, po czym kilka razy cofnęłyśmy i raz wykonałyśmy chody boczne - mimo, że był to dopiero początek treningu starałam się korygować wszelkie możliwe niedociągnięcia, takie jak poprawne ustawienie głowy, czy niezbyt energicznie wykonany element.
Postanowiłam zobaczyć, jak Bajka poradzi sobie, gdy każe jej iść przez dłuższy czas w wyciągniętym, rytmicznym stępie - zauważyłam, że zazwyczaj ten chód jest niestety z jakiegoś powodu zaniedbywany, szczególnie wśród koni które nie startują w konkurencjach wymagających właśnie świetnie wyćwiczonego ruchu, takich jak ujeżdżenie, czy pleasure, a w końcu jak zaczynać pracę nad problemem, to zaczynać od podstaw!
Szybko okazało się, że Szymon miał rację, mówiąc, że klacz nie potrafi utrzymać odpowiedniego tempa. Już po krótkiej prostej zauważyłam, że Bajka zaczyna coś kręcić i mieszać. Pozwoliłam jej iść przez chwilę po swojemu, próbując znaleźć przyczynę takiego zachowania, jednak ta okazała się być chyba najzwyklejszym niedopatrzeniem w treningu, a nie nudą, czy wadą fizyczną klaczy.
Aby jej nie zanudzić postanowiłam wjechać z nią w kwadrat ułożony z drągów, który leżał na środku ujeżdżalni, jeszcze z jakiegoś porannego treningu. Klacz grzecznie w niego wjechała, zatrzymując się na moją prośbę, ani razu nie uderzając kopytem w drąg. Pochwaliłam ją za to i wyprowadziłam ją z elementu, znów naprowadzając ją na prostą tym razem jednak od razu próbując zmusić klacz moim dosiadem do utrzymania poprawnego rytmu - przez pierwsze kilka metrów miała z tym problem, jednak w końcu chyba znalazła to, co zgubiła idąc jak na porządnego westernowego konia przystało: z opuszczonym łbem i idealnym tempem, bez plątających się nóg. Pochwaliłam ją za to i znów, w ramach krótkiej przerwy wjechałyśmy na środek ujeżdżalni, tym razem wykonując cofanie o metr, które Bajka wykonała z pełnym zaangażowaniem.
Przez kolejne piętnaście minut ćwiczyłyśmy w zasadzie to samo, z krótkimi przerwami, aby trening nie stał się monotonny na inne westernowe elementy. W końcu, gdy widziałam, że klacz nie ma już problemów i łapie o co mi chodzi postanowiłam sprawdzić, jak pójdzie jej w kłusie.
Tutaj... cóż, zachowywała się podobnie jak w stępie na początku naszego treningu. Znów gubiła tempo, zdawała się czasem nie wiedzieć, gdzie w ogóle są jej kopyta. Postanowiłam jednak, że nie będę jej przemęczać, tak, aby nie zmuszać jej do przyswojenia w ciągu jednego dnia zbyt dużej ilości informacji. Dlatego też po przerwie kazałam jej zaledwie raz przejść do kłusa. Odnalezienie swojego rytmu zajęło jej tu trochę więcej czasu niżeli w stępie, jednak po około okrążeniu jechała w miarę znośnie - idealnie nie było, jednak przynajmniej zaczęłyśmy rozwiązywać problem, jaki ją dopadł. Pochwaliłam ją wiec za starania, które były na prawdę duże, doceniając wrażliwość i inteligencje, jakie cały czas z niej biły i zabrałam się za rozstowywanie jej.
Trening w żadnym razie nie był zbyt męczący, dlatego Bajka prawie wcale nie była po nim spocona. Mimo to, po ściągnięciu siodła i ogłowia zaprowadziłam ją do boksu, tak, aby zupełnie wyschła - jak zawsze, w miejscu, gdzie leżało siodło sierść była nieco mokra, a ja nie chciałam ryzykować, że się przeziębi. Sama zaś zabrałam się za pomoc Szymonowi, który właśnie sprzątał boksy i przynosił siano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz