ZAWODY: Hubertus 2014

Autor: Podkowa
Data, miejsce: 9 października 2014r, Rancho Arisha
Udział w Hubertusie biorą:
  1. Podkowa na wał. Blackberry (lis - Rancho Arisha)
  2. Amelia na wał. Ratonhnhake:ton (Rancho Arisha)
  3. Esmeralda na wał. Bueno Star (WHK Anarkia)
  4. Elvia Savange na kl. Let’s Kill Tonight (WHK Homestead)
  5. Daniel (Dan) Hussian na kl. Last Night on Earth (WHK Homestead)
  6. Ruska na kl. Shelia (Rosewood Ranch)
  7. Mila na kl. Revia (WHK Cedryka)
  8. Andrea Phillips na kl. Yen Gotta Run (Apple Garden Stud)
  9. Delicja na kl. Age of Army (Rosewood Ranch)
Pomagają:
  • Szymon - prowadzenie imprezy; pomoc przy organizacji 
  • Kasia  - organizacja całości 
  • Jacek - przygotowanie posiłków; pomoc techniczna

Dziś wielki dzień! No, OK, może nie tak wielki, w końcu Hubertus to tylko małe, amatorskie zawody, ale jednak zawody, pierwsze na naszym rancho. Dzień nam jak najbardziej sprzyjał. Może nie było gorąco, ale słonecznie - jak najbardziej. Przy okazji już jakiś czas nie padało dlatego pastwisko, na którym miał odbyć się Hubertus było w miarę suche. Konie nie były na nim wypasane od dłuższego czasu, dlatego trawa była dość wysoka, błota jak na razie - nie było, a przez to, że było to jedno z niewielu naszych pastwisk pozbawione naturalnego poidła, jakim były strumienie na Hubertusa jak najbardziej się nadawało. Było oddalone od Rancha jakieś dziesięć minut drogi lasem, a monitoring sprawiał, że byliśmy teoretycznie w stanie sprawdzić, gdyby coś w pogoni za lisem było niejasne.
Szymon spał dzisiejszej nocy na Rancho, tak samo, jak Amelia. Już poprzedniego dnia przygotowaliśmy większość rzeczy, jednak i tak i tak czekała nas pobudka o piątej. Po szybkim nakarmieniu koni Szymon popędził wraz z moim ojcem zamontować przygotowany wcześniej sprzęt nagłaśniający  na pastwisko oraz rozłożyć do końca namiot i przygotować grilla, zaś ja z Amelią ogarnęłyśmy szybko konie.
Hubertus miał zacząć się po dziesiątej, zaś uczestnicy mieli zjeżdżać się w okolicach siódmej, dlatego nie miałyśmy wcale aż tak dużo czasu. Po karmieniu zostawiłyśmy w stajni Blacka oraz Doona, które miały brać udział w dzisiejszej imprezie, pozostałą zaś trójkę wypuściłyśmy znów na pastwisko (Boże drogi, gdzie Tropka znalazła błoto? Była cała brudna...ale czasu by ją czyścić raczej nie było). Po szybkim ogarnięciu stajni i  ogarnięciu naszych wierzchowców, obydwie poszłyśmy się przebrać w czyste ciuchy, które przygotowałyśmy sobie do dzisiejszego startu. W moim przypadku była to koszula w kratę z długim rękawem, skórzany bezrękawnik, czapsy, kowbojki i kapelusz, Amelia zaś zamiast czapsów miała zwykłe jeansy, a zamiast bezrękawnika ciepłą bluzę z logo Arishy.
Wreszcie nadeszła siódma i już zaczynały się telefony z informacją, kto za ile będzie. Jako pierwsze przybyły dziewczyny z Rosewood Ranch. Już gdy wysiadały z samochodu widziałam, że relacje między nimi są nieco napięte... Nie skomentowałam tego jednak i podeszłam się przywitać.
- Dobra, dziewczyny, macie coś przeciwko by być w jednym pokoju? W końcu jesteście z jednej stajni... ? - spytałam, obawiając się, że mogą na to się nie zgodzić.
- Nie, nie.... nic. - powiedziała Ruska spoglądajac jednak kątem oka na Delicje.
- No... dobra, to wyprowadzajcie te konie. Z kim przyjechałyście?
Okazało się, że obydwie postawiły na siwki. Delicja wzięła swoją perłowo-białą, skokową klacz, Ruska zaś siwą jabłkowitą Shelie, startującą w crossie. Zaprowadziłyśmy je do stajni, Obydwie miały stać w jednym, wspólnym boksie, tak, aby nie stresować ich w nowym miejscu, rozdzielając od znanego już członka stada.
Nie zdążyłam zaprowadzić dziewczyn do pokoju, a już na parking wjechała ekipa z WHK Homestead i niemal w tym sam momencie - Mila z Cedryki.
Elvia przybyła dziś ze swoim przyjacielem, Danielem i nie byłam w stanie nie zobaczyć od razu ich na prawdę mocnej relacji. Okazało się, że do naszej stajni został wprowadzony kolejny siwek, ponieważ właścicielka Homestead postawiła na skokową holsztynkę. Let's Kill Tonight, zaś Daniel jechać miał na kasztanowatej hanowerce, Last Night on Earth. Mila zaś przybyła z gniadą arabką, podobno wyścigową, Revią, jednak jako, że klacz zachowywała się na prawdę spokojnie, gdybym nie została o tym poinformowana... chyba bym nie uwierzyła.
Kolejne dwie dziewczyny przybyły dopiero po pewnym czasie, gdy już pozostałe ekipy zostały ulokowane w pokojach. Widziałam, że wszyscy się witają i rozmawiają ze sobą. Nie wszyscy tu jeszcze byli, dlatego wszyscy po jakimś czasie wzięli się za zwiedzanie Rancha.
- O, widzę nowe konie? - powiedziała Elvia, gdy stałyśmy obok pastwiska
- A, no. Mini, ta siwa kucyka, jest już na sprzedaż, chodzi barrel racing. A ta arabka to konika hodowli Juki, cudowna w cuttingu  - mówiłam - Oj, wybacz, muszę cię przeprosić, kolejni goście.
Przedostatnia przybyła Andrea razem ze swoją westernową, srokatą klaczą, Yen. Widziałam ją na jakiś ostatnich zawodach i musiałam przyznać, że to na prawdę porządny koń. Mini chyba ostatnio z nią przegrała... i to nie raz, jeśli się nie mylę. Po szybkim zaprowadzeniu klaczy do stajni oraz pokazania pokoju jej właścicielce, okazało się, że pod stajnie zajechała Esmeralda, zaś jej przyjazd był o tyle przeze mnie wyczekiwany że... miała przywieść także coś dla mnie! Nikomu nic nie mówiąc, kilka dni temu kupiłam od niej pewną śliczną hucułkę, którą widziałam, gdy byłam w odwiedzinach u hodowczyni tych kuców... i właśnie dziś Esmeralda obiecała mi ją przywieść.
Pobiegłam więc, cała w skowronkach ku parkingowi. Po szybkim przywitaniu się i poinformowaniu Esmeraldy co i jak wyprowadziłyśmy z koniowozu dwa konie. Cudnego painta, niegdyś przyjaciela Blacka, Bueno Stara oraz... oraz nikogo innego, jak moją nową konikę, Efrafę. Bułany kucyk już na wstępie zaczął się trochę buntować, najwyraźniej nie będąc przyzwyczajonym do końca do transportu (albo po prostu, tak jak Mini, była koniem który lubi siać bunty), jednak udało nam się ją opanować. Bueno został zaprowadzony przez Esmeraldę do stajni - przy otwieraniu drzwi pomagała jej Amelia, ja zaś postanowiłam od razu wypuścić Efrafę na małe pastwisko, tak, aby nie brała udziału w zamieszeniu, które właśnie wewnątrz się odbywało.
Ściągnęłam hucułce ochraniacze i gdy tylko biegała już luzem (zabierając się od razu za wcinanie trawy) ruszyłam do stajni, w której byli już wszyscy uczestnicy, przygotowując konie. Zamieszanie ogromne! Każdy gdzieś biegał, przynosił rzeczy, szczotki, przebierał siebie, siodłał konia... och tak, niby zwykłe, towarzyskie zawody... a mimo to, każdy jak najbardziej chciał wygrać i reprezentować się z jak najlepszej strony.

Uczestnicy nieco zdziwili się, gdy powiedziałam, że samo miejsce, gdzie miała odbyć się gonitwa jest kawałek dalej i trzeba dojechać tam konno, jednak nikt nie miał nic przeciwko, jako, że konie w końcu i tak i tak trzeba rozgrzać. Bałam się jedynie zachowania Doona, który ostatnio podczas wyjazdu w teren trochę mi się spłoszył... jednak miałam nadzieję, że gdy pójdzie obok spokojnych koni, które nie boją się lasu nie ucieknie przez ten kawałek...
W każdym razie, gdy już wszyscy ruszyliśmy, Black wydawał mi się na prawdę ożywiony. W końcu, wiele koni, nieco stresująca atmosfera... pewnie był ciekawy, co za chwilę się wydarzy. Jechała za mną Esmeralda na Bueno Starze, a tuż za nią właśnie Amelia na Doonie. Poprosiłam Andree, która jako jedyna z pozostałych jeźdźców miała westernowego konia (a co za tym idzie, pewna byłam, że klacz jest zrównoważona), aby jechała za nią i pilnowała appoloose, który mógł czegoś w lesie się wystraszyć. Za czwórką westernowych koni jechała Elvia, Daniel, Delicja, Mila i na końcu Ruska.
Jechaliśmy stępem, tylko pod koniec przyspieszając na chwilę do kłusa. I choć w lesie Doon był nieco zdenerwowany, to nie spłoszył się. Jedynie klacz Elvii miała mały bunt podczas wjeżdżania do lasu, nie dziwiłam się jednak, wiedząc, że to koń skaczący wysokie klasy. Bez wątpienia dziewczyna nie traciła czasu, aby często jeździć z Let's Kill Tonight w tereny. Były ważniejsze rzeczy do ćwiczenia.
W końcu znaleźliśmy się obok pastwiska. Na drodze rozstawiony był namiot, z którego dobiegały nas zapachy grillowanych mięs i warzyw. Czekał na nas Szymon, uśmiechnięty od ucha do ucha, ze sztuczną lisią kitą oraz igłą i nicią w ręce.
- No, Pani Lis, zsiadać. - powiedział, podnosząc brwi.
Posłuchałam go, przy okazji przedstawiając uczestnikom:
- To Szymon, nasz pracownik, będzie komentował Hubertusa, tak, aby każda wiedziała co się dzieje.
- No, uczestników zapraszamy na pastwisko, do rozgrzania koni - wskazał na otwartą bramę - A Lis zaraz do was dołączy, tylko musi sobie przyszyć kitę.
Ściągnęłam bezrękawnik i wzięłam od Szymona trzymane przez niego przedmioty, zostawiając Blacka puszczonego luzem; stał spokojnie, z opuszczoną głową, nie musiałam więc martwić się o jego ucieczkę. Szyjąc, kontem oka widziałam, jak uczestnicy rozgrzewają konie: każdy z osoba ćwiczył wszelakiego rodzaju skręty we wszystkich trzech chodach.
Gdy wsiadłam na Blacka dołączyłam do nich. Nie brakowało nam miejsca - pastwisko było na prawdę olbrzymie. Wokół samego Rancha najmniejszy wybieg miał dwa tysiące metrów, największy nieco ponad pół hektara, ten zaś miał ponad hektar. Mieliśmy cztery takie pastwiska, jednak wszystkie były od Rancha nieco oddalone. Konie rzadko się na nich pasły, ale na takie imprezy nadawały się idealnie.
Rozgrzewając quartera, przyglądałam się też innym. Delicja na swojej Age of Army właśnie w kłusie wykonywała jakieś wolty. Wyraźnie widziałam, że siwka jest nieco zestresowana, jednak jej właścicielka robiła wszystko, aby ją uspokoić. Revia od Mili zachowywała zupełny spokój: ten koń na prawdę był wyścigowcem... i na dodatek arabem? Chodziła grzecznie, wykonując wszystkie polecenia. Doon miał lekkiego stresa, jednak generalnie Amelia sobie z nim radziła, Yen również była odrobinkę spięta, jednak Andrea, dzięki spokojnemu podejściu coraz to bardziej rozluźniała ją. Bueno Esmeraldy, jak na doświadczonego painta przystało zachowywał się wręcz idealnie, Sheila również była spokojna. Jedynie skokowe konie z WHK Homestread co jakiś czas się buntowały, wyraźnie będąc w zupełnie nowej sytuacji. Oj, narobią zamieszania podczas gonitwy...
- Widzę, że konie już rozgrzane, także zapraszam wszystkich do mnie! - dobiegł mnie w pewnym momencie głos Szymona wzmocniony przez olbrzymie głośniki.
Wszyscy zwolnili konie do stępa i w tym właśnie chodzie ruszyliśmy ku prowadzącemu. Przy okazji, uświadomiłam sobie, że powinniśmy mieć tu fotografa... Widoki na tym pastwisku były cudowne, a niewiele rzeczy jest chyba piękniejszych od widoku galopujących w dzikim pędzie koni na tle gór.
Gdy wszyscy staliśmy już w miarę równym rządku , Szymon znów zaczął mówić.
- Zasady pewnie wszyscy znacie, z resztą są proste. Macie po prostu... zerwać lisią kitę z ramienia Podkowy. Jasne dla wszystkich? Jakieś pytania? Nie? Dobrze! W takim razie lis ma dwie minuty na odjechanie od was, proszę przygotować się do gonitwy! No, lisie, co czekasz? Hmm?
Pokręciłam głową, spoglądając na Szymona spode łba i odjechałam, tak jak mi kazał. Och... pracownik mi rozkazuje... do czego do doszło? No, nie ważne. Liczyło się teraz tylko to, że muszę odjechać... i nie dać się im złapać. A przynajmniej nie pozwolić na to tak długo, jak się da.
Gdy znalazłam się na środku pastwiska i zatrzymam Blacka, którego prowadziłam w kłusie, usłyszałam, jak Szymon zaczyna odliczanie.
- Okey.. więc zaczynamy za piętnaście... dziesięć... dziewięć... osiem... siedem... sześć... pięć... cztery... trzy... dwa... jeden...
Wszystkie konie, jak jeden mąż ruszyły, z takim ale, że nie wszystkie zagalopowały od razu - Yen i Age ruszyły kłusem, przechodząc w galop dopiero, gdy zauważyły, co robią inne konie.
Zaczęła się szaleńcza gonitwa; wiedząc, że wszystkie konie pobiegną prosto na mnie, wykonałam z Blackiem obrót na zadzie o sto osiemdziesiąt stopni i natychmiast ruszyłam galopem, najpierw oddalając się od koni, aby chwilę później sprytnie od nich uciec: biegłam tuż obok, jednak rozpędzone do galopu wierzchowce nie były w stanie wykonać tak szybko tak ogromnego zwrotu. Jedynie Esmeralda zorientowała się szybciej, co chcę zrobić i skręciła, goniąc mnie na Bueno. Udało mi się jednak utrzymać ja z dala od siebie na tyle długo, że nim spróbowała odczepić kitę z mojego bezrękawnika, inni uczestnicy dogonili ją, odciągając ją nieco ode mnie.
Kolejne prawie dziesięć minut było po prostu moją próbą wyjechania z tabunu otaczających mnie koni i uniknięcia rąk, które chciały sięgnąć po kitę. Nie patrzyłam kto, gdzie i jak, nie zapamiętywałam tego, reagując zupełnie instynktownie; w wielu przypadkach to Black sam nas wyratował, raz chyba nawet dając przypadkiem jakiemuś koniu lekkiego kopniaka w nogę... Serce waliło mi bezustannie jak młotem, i ja, i mój quarter bardzo szybko byliśmy oblani potem. Musiałam dbać o swój oddech, aby nie zacząć dyszeć. Szybko też zrobiło mi się dość szkoda karuska, który na prawdę dostawał niezły wycisk.
Jedynie dzięki temu, że czasem dobiegał do mnie głos Szymona wiedziałam jako tako co się tak na prawdę dzieje:
- Czy to Elvia jest tuż obok Podkowy? Tak, tak, to ona! Prawie łapie kitę, jednak lis wykonuje zgraby unik. Amelia na Doonie próbuje wbić się do środka i znaleźć się obok Blacka... ale nie, nie udaje jej się to, Andrea ją zasłania... Ruska również próbuje wyrwać ogon... ooo... ostro, ostro... nie udało się! Cóż, szkoda! Zaraz, zaraz, co się dzieje? Koń Dana właśnie próbował ugryźć Age, klacz oddaje, wokół Blacka zrobiło się trochę luźniej... Na całe szczęście Last i Age są całe... ale zaraz, chyba klacz Delicji nieco się zestresowała, odjechały, kłusują, chyba Delicja chce uspokoić jej oddech... Moment, co się dzieje? Mila atakuje, jednak Andrea znów odpycha przeciwnika! Teraz do akcji wkracza Esmeralda na swoim paincie... tym razem do Andrea jest odepchnięta... Doon dalej trzyma się z tyłu... Elvia próbuje podjechać Blacka z lewej strony... Moment... co robi Podkowa? Wbiega między konie, uczestnicy są zdezorientowani nagłą zmianą kierunku. Wow, udaje się jej odbiec! Konie pędzą za nią, jednak część zwolniła do kłusa...
Konie były już coraz bardziej zmęczone, więc i gonitwa była coraz to mniej dynamiczna. Miałam chwilę, aby wszystko przemyśleć... Dać złapać lisa, czy może jednak walczyć do końca? Nie chciałam przecież nadwyrężyć Blacka... i właśnie w tym momencie, w chwili tego przemyślenia dobiegła do mnie Amelia. Musiałam odsunąć się, aby nie złapała kity, jednak i tak jej palce musnęły moje ramie. Przez chwilę galopowała na równi ze mną, jednak wtem nadjechała Ruska...
- Nieudana próba Amelii... Ruska też próbuje.. ale nie wychodzi jej! Konie są coraz bardziej zmęczone, Dan i Elvia jadą z tyłu, nie pchają się już do środka... oj, skoczkowie nie nadają się raczej na takie imprezy, co teraz wyraźnie widać... Mila próbuje złapać lisią kitę z drugiej strony... znów nic! Lisie, obniż może trochę poprzeczkę, bo w końcu nikt ci tej kity nie zerwie! Esmeralda atakuje... zaraz, Podkowa wyjeżdża z tabunu... wszyscy ją gonią, jednak.. zaraz, Andrea siedzi jej na ogonie, pozostałe konie mają już wyraźnie dość... Jest... ZŁAPAŁA KITĘ!
Próbowałam jakoś się odsłonić, jednak Yen najzwyczajniej w świecie była tak samo zwrotna jak Black i od niego nieco szybsza, dlatego już chwilę później poczułam szarpnięcie na ramieniu i widziałam jak pędzi na swojej pięknej klaczy z lisią kitą uniesioną do góry.
Pozwoliłam Blackowi zwolnić. Pozostali uczestnicy też to zrobili, podjeżdżając stępem w stronę Szymona.
- Gratulujemy! W imieniu całej załogi Rancha Arisha! No, brawa, to była na prawdę zawzięta gonitwa! - słyszałam naszego prowadzącego.
Rozległy się ciche brawa, trwające na prawdę krótko: wszyscy dyszeli, i ludzie, i konie. Każde zwierze oblane było potem, a nikt się jeszcze nie zatrzymał.
- Co, chyba czas na honorowe okrążenie?
- Boże, Szymon, odpuść... konie ledwo zipią... - powiedziałam, co pozostali natychmiast potwierdziły - Gratuluje, Andrea, ten koń jest cudowny. Dobra, wszyscy, rozstępujmy je i czas na grilla, co wy na to?
- Hej, hej, najpierw dyplom! No! Niech lis wręczy!
Znów kręcąc głową zsiadłam z Blacka, zostawiając go samego i podeszłam do Szymona biorąc z jego rąk oprawiony w ramkę dyplom, który już chwilę później wręczałam Andrei.
Po chwili z namiotu wyszedł mój ojciec, w poplamionym tłuszczem stroju, robiąc zdjęcie najpierw mi i lisowi, później - wszystkim uczestnikom razem. Dopiero po tych czynnościach wsiadłam znów na Blacka (pozostali siedzieli cały czas w siodle) i rozstępowaliśmy nasze wierzchowce.
- Przypominam, że w nagrodę, poza symbolicznym dyplomem, Andrea dostaje ee... bon na darmowe spędzenie dwóch nocy na Rancho razem z osobą towarzyszącą i dwoma końmi! Gratuluje raz jeszcze!
Po rozstępowaniu koni poluzowaliśmy im popręgi, przywiązaliśmy wodze do ogrodzenia i napoiliśmy je, aby chwilę później zasiąść przy wielkim stole rozstawionym w czerwono-brązowym namiocie jedząc na prawdę porządnie przygotowany przez mojego ojca obiad; atmosfera była na prawdę bardzo przyjemna. Wszyscy przeżywali gonitwę, a zdobywczyni lisa co chwilę przyjmowała gratulacje.

Wieczorem, gdy wszystkie konie były już w stajni, bądź na pastwisku, odpoczywając po gonitwie, a wszyscy uczestnicy też byli w miarę ogarnięci zebraliśmy się w naszej całkiem sporej jadalni, w której tlił się kominek, a na dwóch stołach, które nie zostały wyniesione, aby zrobić więcej miejsca znajdował się ogrom jedzenia: od ciast, przez wszelkiego rodzaju przystawki, kanapki, jakieś cukierki. Oczywiście, napoje również były, w tym także te alkoholowe. Stoły wręcz uginały się pod ciężarem tego wszystkiego. W tle leciała cicho włączona muzyka country, której wprawdzie nie słuchałam na co dzień od dłuższego czasu, ale w czasie takich małych imprez wprowadzała fajny nastrój. Na jadalni siedział każdy, poza Amelią, która pojechała już do domu, aby nie opuszczać jutro kolejnego dnia szkoły. Elvia dyskutowała przede wszystkim z Esmeraldą. Moja mama trochę się im przysłuchiwała, czasem coś wtrącając. Mila, Ruska i Delicja zrobiły małe trio, co chwilę wybuchając śmiechem, wyraźnie sobie coś opowiadając (hej, czy te dwie z Rosewood nie były przypadkiem rano skłócone? Chyba im przeszło...), Daniel rozmawiał o czymś z Szymonem i moim ojcem (te męskie ploty...), zaś ja siedziałam razem z Andreą mówiąc coś o westernowych koniach, zawodach i takich tam. W końcu, obydwie miałyśmy westernowe stajnie, było więc całkiem sporo wspólnych tematów.
Po jakimś czasie wspólnego śmiania się, rozmawiania i picia alkoholu - może nie były to ogromne ilości, ale co najmniej liter alkoholu, trochę whisky i piwa poszło - wstałam z miejsca i wyszłam na środek.
- To co, chce się ktoś nauczyć jakiegoś tańca country? By nie było, że przyjeżdżacie na rancho i nie potraficie wczuć się w klimat!
Wstały wszystkie dziewczyny (oczywiście, poza moją mamą, która raczej nigdy nie tańczyła), mężczyźni zaś zostali na swoich miejscach mrucząc coś o tym, że oni nie tańczą i wolą popatrzeć na kobiety... no... niech im będzie.
Po kilku próbach i powtórce kroków wyszło wszystkim, jako, że pokazałam im po prostu jeden z najprostszych układów, który przy takich imprezach na prawdę fajnie się sprawdzał; zwykle trudno ludzi zmusić do tańca, a taki wstęp sprawiał, że sporo pojawiało się na parkiecie.
Dziewczyny, nauczone już wszystkiego, poczuły się dość pewnie i zaczęły wyciągać naszych trzech panów, obiecując, że to nie trudne i one natychmiast nauczą wszystkiego. Patrzyłam na to z boku, uśmiechając się od ucha do ucha; mój ojciec wyszedł, mówiąc, że ma coś do roboty i chyba musi coś ogarnąć w kuchni, zaś Dan i Szymon po czasie, z udawaną litością zgodzili się wyciągnąć na środek jadalni.
Wszyscy bawili się gdzieś do pierwszej, po tym czasie jednak zmęczenie dało o sobie znać: podróż, gonitwa, potem zabawa... to wszystko zdecydowanie wykańczało... Nie wątpiłam w to, że zupełnie nikt tej nocy nie miał problemów z zaśnięciem.


dla zwycięzcy :)

Mam nadzieję, że nikogo tym nie uśpiłam :) Hubertus napisany, kita zdobyta, a ja zapraszam wszystkich do nas jak najczęściej :) Jeśli zwyciężczyni chce nagrodę odebrać, zachęcam jak najbardziej: możemy ustalić jak ma to wyglądać na mailu, albo GG, wszystkie dane masz po prawej, w O ranchu. Gratuluję serdecznie. Ach, by nie było, że jestem niesprawiedliwa: zwycięzca został wybrany za pomocą generatora liczb, nie po zdjęciach, opisie, osiągnięciach, talencie, czy czymkolwiek. Już jutro pojawi się teren w którym wszyscy, włącznie z deklaracją, bierzecie udział... także polecam tu zajrzeć :-)

6 komentarzy:

  1. Świetnie opisany Hubertus z niecierpliwością czekam na teren i gratuluję zwyciężczyni! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ale raczej się nie wyrobie na czas :( mam gdzieś z 1/3 napisaną tylko...

      Usuń
  2. Świetne! Szkoda tylko że w gonitwie za liskiem wcale o mnie nie wpomniałaś :/ Ale jest ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie? Pojawiasz się kilkukrotnie xd Wybacz, ale no.... przy takiej ilości uczestników nie jestem w stanie o każdym bardzo dużo napisać. Staram się, aby coś było, jak mi się coś przypomni - napisze dłuższy kawałek. Ale generalnie takie opisy trudne są dość

      Usuń
  3. Jeju, miałam szczęście ;) Bardzo dziękuję, gratuluję pozostałym uczestnikom!

    OdpowiedzUsuń